Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić chciała do stołu, mówiąc, że musiał być bardzo głodnym.
— Ale gdzież tam! — odpowiedział — leśnik państwa jest człowiekiem nieocenionéj gościnności. Mleko jego i kartofle są doskonałe. Obiad miałem królewski! Prowadź mnie pani do ojca swego, muszę pomówić z nim coprędzéj!
Zaledwie przestąpiwszy próg mieszkania, o powitaniu nawet zapominając, Iwicki zawołał do gospodarza domu:
— Mówiłem panu wczoraj, że Porzewin nie powinien być sprzedanym; dziś powiedziéć mogę, że sprzenym nie będzie.
Ojciec i córka oniemieli z radości. Marya rzuciła się na szyję ojcu, i pocałunkami okrywać zaczęła zwiędłe czoło jego i policzki. Gdy podniosła głowę, spotkała się ze spójrzeniem Iwickiego, utkwioném w nią z tym samym wyrazem, który z rana już spostrzegła w niém była.
— Jakże pani się cieszysz! — rzekł — jak pani lubić musisz to miejsce!
— Kocham je — zawołała Marya — ale to nic jeszcze... pan rozumiész pewno, jak wielostronném udręczeniem była dla nas ta sprzedaż...
— Rozumiem — odparł z powagą...
Podziękowania odbyły się szybko. Długiemi wyrazami dziękować człowiekowi temu było-by, wedle