Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

zdania Maryi, ubliżać mu. Umiał on zresztą, jeżeli chciał tego, nie dopuścić kogoś do słowa.
— Ale państwo szanowni! — wołał — jestem handlarzem, mam dzieci, i bądźcie pewni, że nie spuszczam z oka własnych korzyści! Las Porzewiński jest przepyszny! nabywam sporą część jego. Państwo płacicie swoje długi. Ja zarabiam grube pieniądze i ręka rękę myje!
Oprócz sprzedaży lasu, Iwicki sypał jeszcze projekta inne, jak z-za rękawa. Układał plany dobrowolnych kombinacyi z wierzycielami i oddania w dzierżawę majątku całego. Ostatni środek był radykalnie zapobiegający nieszczęściu.
— Tylko — mówił doradzca — dzierżawa krócéj trwać nie będzie mogła, jak lat sześć. Przez czas ten będziecie państwo pozbawieni praw władania majątkiem i czerpania z niego środków utrzymania.
O środki utrzymania nie chodziło wcale. Marya ufała w swe siły i była pewną, że zdobędzie je dla siebie i ojca. Dnia tego, przy wieczerzy, wesoło było w wielkiéj jadalnéj sali Porzewińskiéj. Oświetlenie było tam wprawdzie wielce mizerne, po trzech bowiem kosztownych żyrandolach, które niegdyś salę tę oświetlały, pozostały tylko w suficie wielkie, czarne haki. Jedna tylko lampa paliła się na stole, słabe zaledwie połyski rzucając w głąb’ komnaty, wśród któréj mroku, migotały na ciemnych tłach malowane amarantowe delie pradziadów Maryi i białe gro-