Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

nostaje jéj prababek. Tu i owdzie, z jaśniéj, niż inne, oświetlonego portretu, dumnie spoglądały, jakby żywe, oczy, groźnie zdawał się sterczéć bujny wąs, albo spłowiałą barwą świeciła róża, wpięta w ubieloną fryzurę.
Wzrok Iwickiego przesuwał się wciąż po portretach, odrywał się od nich i znowu ku nim powracał, poczém spoczywał na twarzy Maryi, z nieśmiałym trochę, a trochę badawczym wyrazem.
Zdawać się mogło, że szeregi starych, dumnych tych wizerunków, wywierały na tym synie mieszczańskiego rodu przykre wrażenie.
Od dnia tego, w Porzewińskim domu wszczął się ruch niepospolity. Iwicki przyjeżdżał często, przywoził najbieglejszych prawników i zasobnych dzierżawców, rozmawiał z wierzycielami, doglądał wymiarów kupionego przez się lasu i budowania mieszkań dla nadzorców jego i oficyalistów. Posiadał sztukę czynienia wszystkiego szybko i skutecznie. Jednego dnia częstokroć bywał w Porzewinie i kędyś o mil kilka; w parę dni potém pisał do przyjaciół swych z miasta, w którém stale przebywał, listy zwięzłe zawsze i ściśle w granicach interesu zawarte, a wkrótce wpadał znowu do pięknéj wioski nad Niemnem, z otwartą do powitania dłonią, z promieniejącym wzrokiem i głośnym wykrzykiem, że najpilniejsze sprawy u siebie już załatwił, i może znowu dwojgu samotnikom obecnością swą dokuczyć. Roz-