Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

było mi drogiém i miłém, sprawiało mi przykrość niewysłowioną. Czułam ciągle, że, pomimo wielkiéj zacności jego i niepospolitéj nawet bystrości rozumu, pomiędzy wewnętrznym nastrojem moim i jego, istniał przedział, który przyjaźni naszéj nie pozwalał stać się tak ścisłą i wzniosłą, jakbym tego pragnęła. Pragnęła-bym była także odwdzięczyć mu choć w części to, co dla nas czynił, największą sumą przyjemności, jaką kogokolwiek na świecie za pomocą rozmowy méj i małych talentów moich obdarzyć mogłam. Tymczasem to, co było we mnie najwyżéj wykształconém, najwyższy, słowem, wykwit ludzkiéj istoty mojéj, pozostawał dla niego straconym“.
Raz tylko jedna pieśń, przez Maryą śpiewana, wywarła na Iwickim silne wrażenie. Była to sławna pieśń pożegnania, Schuberta. Słuchając jéj, Iwicki nie pisał już tym razem w notatkowéj książce, ale stał naprzeciw śpiewającéj, z utkwionemi w twarzy jéj oczyma, których siwe źrenice mgliły się wilgocią.
— Okropna-by to rzecz była! — rzekł z cicha i w zamyśleniu, gdy śpiewać przestała.
— Co było-by okropną rzeczą? — zażartowała Marya — czy gdybym zasiadła teraz do grania sonat Beethowena, albo do czytania téj książki, która wczoraj tak solennie znudziła pana?
— Nie żartuj pani — z powagą przerwał kupiec — ten, kto pieśń tę skomponował, musiał być w rozpaczy. Być może, iż był on w położeniu...