— Uczyłem cię zawsze pojęć i potrzeb nowego świata, które sam rozumiałem. Wiész, że różnice stanu i urodzenia istniéć przestały. Powinnaś być kobietą czynu i pracy... Matką rodziny, obywatelką swego kraju! Jeżeli człowiek ten, który ma umysł prostaka, ale serce najszlachetniejszego ze szlachciców, poda ci rękę na drogę życia... idź z nim... błogosławię ciebie i jego!...
Po spełnieniu się tego wypadku Iwicki, z delikatnością wielką, trzymał się czas jakiś z daleka od Maryi, nie narzucając jéj ani towarzystwa swego, ani zwykłych w podobnych razach banalnych pocieszeń. Blizką obecność jego poznać mogła tylko po usuwaniu się przed nią wszelkich trosk powszednich i po wielkiéj ciszy, która, panując w domu, dopomogła jéj do skupienia na nowo rozpierzchłych w boleści sił i myśli.
Po kilku tygodniach dopiéro, spotkali się w jednéj z wielkich mrocznych komnat Porzewińskiego domu. Scenę, która nastąpiła potém, opiszę własnemi słowami Maryi; najlepiéj bowiem tłómaczą one ustrój moralny szczególnéj téj kobiety i pobudki, które nią rządziły.
„Jak dwoje dobrych, poufałych przyjaciół, usiedliśmy obok siebie i zaczęliśmy rozmawiać. A raczéj ja mówić zaczęłam. Mówiłam mu o zamiarach, które powzięłam była na przyszłość. Chciałam na czas wygnania mego z rodzinnego domu, osiąść w mieście
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.