Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Z wyrazu twarzy jego, gdy wymawiał te proste słowa, pojęłam, że w istocie trzymam w ręku swoich jego szczęście.
Milczałam jednak. Było we mnie coś, co nie pozwalało mi jeszcze wyrzec wyroku na całą moję przyszłość. Niemożność ta wymówienia wyrazu, który-by przyniósł szczęście temu, co promieniem radości rozjaśnił ostatnie dni mego ojca, dręczyła mię niewypowiedzianie. Ale nie mogłam.
Iwicki oczekiwał chwilę na odpowiedź moję, gdy jednak milczałam, z wysileniem wielkiém i widoczném uspokoił wyraz swéj twarzy i zaczął znowu:
— Wiem dobrze, iż, prosząc panią, abyś zostać chciała żoną moją, nie ofiaruję pani losu tak świetnego, jak, ze względu na urodzenie, piękność i talenta pani, spotkać ją może na świecie. Jestem o dwadzieścia lat starszym od pani, pochodzę z rodziny uczciwéj, ale nie odznaczonéj nigdy żadnemi towarzyskiemi splendorami. Przytém i wykształcenie moje nie dorównywa o wiele wykształceniu pani, a raczéj jest ono innego rodzaju, jest ono takiém, jakiém być może u człowieka, który zrodził się śród twardo pracujących ludzi, i sam przez całe życie twardo pracował. Nakoniec, nie jestem wolnym od obowiązków i ciężarów rodzinnych, a kobieta, która żoną moją zostanie, podzielić je ze mną musi. Mam dzieci, które kocham. Nie chciał-bym i nie pozwoliłbym, aby szczęście moje było ich nieszczęściem. Widzi