Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

szkali w jedném mieście. Z tego powodu nawet miałem przed chwilą z Klementyną rozmowę dość zabawną. Usiadła naprzeciw mnie z twarzą zamyśloną i z twoim listem w ręku.
— Mój Jerzy — rzekła — czy nie dało-by się zrobić tak, aby pan Adam zamieszkał w inném jakiém miejscu tego świata, nie zaś koniecznie w Ongrodzie?
— A to dlaczego? — zapytałem zdziwiony.
Nie chciała wyraźnie mi odpowiadać. Przebąkiwała tylko coś o twojéj znajomości z Maryą, o tém, że lepiéj było-by, gdybyście się nanowo nie zapoznawali, i tym podobne rzeczy niewyraźne. Domyślam się, że Marya musiała pisać Klementynie o tobie coś niezupełnie zwyczajnego. Nastroiło to na ton liryczno-tragiczny wyobraźnią mojéj Klemensi, która, w brew przyjaciółce swéj, przepada za romantycznemi wyobrażeniami i historyami.
Naturalnie śmiałem się z jéj przypuszczeń. Że ktoś komuś raz się podobał, miałże-by go już dlatego przez całe życie unikać.
Co do mnie, pragnął-bym bardzo, mój Adamie, abyś zakochał się naprawdę, nie w kobiecie zamężnéj naturalnie, ale żebyś zakochał się i ożenił. Uratowało-by cię to od czarnych myśli, które cię coraz częściéj napastują, wzbogaciło-by cię w nowe uczucia, dążenia i nadzieje. Nie zastanawiałeś się może nigdy nad tém, jaką wagę posiada rodzina dla człowie-