Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

przypuszczam, że dla organizacyi pewnych, życie, pozbawione słodyczy i upojeń miłości, kompletném być nie może; ale istniejąż na świecie życia i szczęścia ludzkie kompletne? Przy dzisiejszym przynajmniéj ustroju ludzkości, nie sąż one niesprawdzalnemi snami, i gdy okoliczności składają się stosownie, nie lepiejże wyrzec się stanowczo jednego z żywiołów istnienia, niż, goniąc za nim, tracić podstawowe jego warunki?
Że życie, najlepiéj urządzone i wypełnione, posiadać musi troski swe i smutki, najlepszy mam dowód tego na sobie. Przez ostatnich parę tygodni jestem ciągle niespokojną i zmartwioną. Młodsze dzieci moje z jesienią znowu chorować zaczęły, a i Natalka także nie wzrasta tak silnie i zdrowo, jakbym tego pragnęła. Następstwa to fatalnego sposobu hodowania, któremu dzieci te podlegały w piérwszych latach swego życia. Nigdy nie zapomnę chwili, w któréj zobaczyłam je po raz piérwszy. Przybyliśmy z Michałem niewiele przed południem.
— Gdzie są dzieci? — zaraz w progu zapytał mąż mój.
— Śpią jeszcze, — odpowiedziała Klotylda, która wyszła na nasze spotkanie.
Pobiegłam do wskazanego mi pokoju. Z powodu zapuszczonych ciężkich rolet, zmrok tam panował głęboki i dopiéro, gdy odsłoniłam jednę z zasłon, zo-