tą marzycielstwo i poetyzowanie wszelkie zdaje się być wygnaném z domu tego, o którym mimowoli pomyślałem sobie, że jest typem siedliska pracowników nowych czasów, czynnych, przemyślnych, surowych dla teraźniejszości, bo o przyszłości myślących, pragnących wszystko dokoła siebie widziéć nie w zmroku i mgle, ale jasno i trzeźwo.
Oglądając wraz z gospodynią domu to mieszkanie jéj, tak jasne i trzeźwe, jak jéj własne spojrzenie, i tak surowe, jakiém być musi jéj życie, udzielając jéj różnych uwag i rad, których żądała, przypominałem sobie z wewnętrznym uśmiechem tę przeddziesięcioletnią chwilę, w któréj, idąc obok niéj prześliczną drogą leśną, nauczałem ją, jak ma ratować od panującéj podówczas epidemii, domowników i włościan.
Uśmiechałem się wewnętrznie ze zbliżenia tego, które jednak właściwie nic i nikogo nie zbliżało. Wtedy szła ze mną dziewczyna wolna, exaltowana, wrażliwa, fantastyczna, jak senne zjawisko; teraz, nad płomienistą szatą kobiety zamężnéj i matki cudzych dzieci, unosiła się twarz spokojna, jak woda w pogodę, z rozważném, chłodném prawie wejrzeniem pięknych oczu, z białém czołem, tak gładkiém, jak u dziewicy, ale zamyśloném i nieco dumném, pod skromną swą, chociaż bogatą, koroną z czarnych warkoczy.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.