Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

cyą, abym został domowym, stałym ich lekarzem. Wspomniał coś o sławie mojéj i o honoraryach, i o słabém zdrowiu swych dzieci, i o tém, iż w domu jego mieszkają urzędnicy z jego biura, którzy także chorują czasem; ale składał to wszystko niezręcznie i mówił wciąż niepewnym, wahającym się głosem. Nie przypuszczam, aby człowiek przemyślny, obrotny, jak on, i mający całe życie do czynienia z arytmetyką i ludźmi różnego gatunku, podobnéj trudności mógł doświadczać w mówieniu o interesach. Dlaczego plątał się i wahał się w swéj mowie, i dlaczego miał pozór człowieka, spełniającego coś dla niego ciężkiego, nie pojmuję. Pani Iwicka nie mówiła nic, ale z wyrazu jéj twarzy poznawałem, że niezręczna przemowa męża sprawiała jéj przykrość. Propozycyą naturalnie przyjąłem, i zobowiązałem się raz w tydzień, albo i częściéj, dom Iwickich odwiedzać.
W salonie znajdowała się osoba, któréj wprzódy tam nie było, a któréj pani Iwicka przedstawiła mię, jako pannie Klotyldzie Iwickiéj, siostrze swego męża. Stanowczo wieszczki wdzięku i dystynkcyi nie znajdowały się przy urodzinach rodu Iwickich. Twarzy panny Klotyldy nie pamiętam już wcale, ale wiem, że jest ona dużą, grubą osobą, i że na głowie swéj ma jakąś potworność, zbudowaną z włosów, trochę już siwiejących. Tylko co snadź wróciła była z miasta, bo na owéj włosianéj potworności miała jakiś malutki,