Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewiczy kapelusik, zdobny w kwiatki tak niewinne, jak niewinnym był ukłon i wzrok spuszczony ku ziemi, z któremi mię powitała.
Gdy wychodziłem, państwo Iwiccy towarzyszyli mi aż do sali jadalnéj. Była to chęć przedłużenia przyjacielskiéj rozmowy ze mną, nie zaś objaw ceremonialnéj grzeczności. W sali zobaczyłem stół nakryty do obiadu zapewne. Sądząc z licznych nakryć, zasiąść miało przy nim osób kilkanaście.
— Myślisz pan może — zaśmiał się Iwicki — że mamy dziś u siebie jakiś obiad proszony. Bynajmniéj. Nie lubimy bawić się często w fety. Mam oto w biurze mojém kilku nieżonatych i niezamożnych urzędników, których Marya chciała do naszego domu przyciągnąć. I czy uwierzysz pan, że nie jest to nawet tak kosztowném, jakby się to zdawać mogło. Odkąd pomocnicy moi, zamiast jadać w garnkuchniach, siadają przy naszym stole, a w święta spędzają nieraz z nami całe wieczory, prowadzenie się ich i pilność w pracy uległy wielkim polepszeniom, co naturalnie wychodzić musi na korzyść interesom moim.
— Zdaje mi się — wtrąciła pani Iwicka — że tylko na téj drodze dojść można do rozwiązania wielkiéj i groźnéj kwestyi pracy i kapitału.
— Marya ma słuszność — potwierdził Iwicki — bo niech tam sobie, co chcą, mówią, uczciwość i oświata są co najmniéj zaraźliwemi, jak zepsucie i ciemnota. Jednak — dodał po chwili, z właściwym sobie