ojczystego kraju i biednych pracowników wiejskich, uprawiających w pocie czoła twardą ziemię. A ileż ja mam świetnych planów i projektów, dla udoskonalenia i upiększenia tego kawałka ziemi, który my, posiadacze jego wobec prawa, trzymamy także w dzierżawie wobec potrzeb i interesów ogółu! Słowem, głowa moja jest dziś stosem marzeń, co zresztą często z nią się zdarza. Spoglądam nawet w daleką przyszłość. Przyznam ci się do téj słabości, że pragnęłabym, aby Porzewin został własnością Natalki, gdy dorośnie ona i zechce sobie drogę życia wybierać. Synowie wezmą po ojcu miejską jego posiadłość i kapi. tały. Powinnam była wyrazić się: syn, gdyż Janek, to zapewne, najmłodszy z dzieci naszych, zostanie jedynym następcą ojca w zawodzie, który oddawna jest dziedzicznym w rodzie Iwickich. Biedny Franuś, kalekie moje dziecię, nie będzie mógł podobno być niczém więcéj, jak skromnym pomocnikiem swego brata.
Ty, Klementyno, która nie masz jeszcze dzieci, zaśmiejesz się może z tego patrzania mego w tak daleką przyszłość. Nie wyobrażasz sobie przecież, jakie poczucie obowiązku i jaka rozkosz zarazem spoczywają w długiém i powolném budowaniu przyszłości rodzinnéj.
Wiele mogła-bym jeszcze pisać ci na ten temat, ale późno już i czuję się trochę zmęczoną.
Kilka słów tylko dodam jeszcze.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.