Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Piszę zazwyczaj, jak wiész, przy oknie, które wychodzi na ogród. Otóż za ogrodem i wązką ulicą, którą znasz, znajduje się dom, w którym mieszka pan Adam Strosz. Pamiętasz ten dom jednopiętrowy, drewniany, z pozorem ładnéj willi miejskiéj? Przez całe jesienne wieczory, długi rząd okien domu tego bywa zupełnie ciemnym. W dwóch z nich tylko widać światło lampy. Pali się ono zato późno po północy, i ani razu jeszcze nie czuwałam dość długo, aby widziéć je zagasającém. Są to zapewne okna pracowni pana Adama. Smutne wrażenie sprawiają mi: dwa te samotne światła. Jak tam ciemno być mi, głucho i pusto w tém mieszkaniu człowieka, który jednak, jako pracownik nauki i ludzkości, ma swoję wielką wartość i zasługę, a jako człowiek, posiadać musi koniecznie pragnienia i tęsknoty ludzkiego serca! Chciałabym wiedziéć, dlaczego dotąd pozostał samotnym? czy nie spotkał w życiu kobiety wedle wyobrażeń i uczuć swoich? czy téż może, jak wielu ludzi z surowemi przyzwyczajeniami umysłu, lekceważy uciechy i obowiązki rodzinne? Jakkolwiekbądź, przykro mi jakoś patrzéć na dom ten, który właściwie nie jest domem, i na ten blask lampy, który przyświeca jednéj właściwie połowie życia. Mimo woli zapytuję siebie: dlaczego najwznioślejsze postacie ludzkie stoją najczęściéj wśród świata i ludzi osamotnione i zaledwie spokojne? Dlaczego głowy, najwyżéj wzniesione, tak rzadko spocząć mogą na piersi, która myśli ich w siebie