Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

kim są ci codzienni goście Iwickich, i w jakim celu pani Iwicka zgromadza ich przy swym stole.
Z sali jadalnéj towarzystwo przeszło do bawialnego salonu i ugrupowało się tam najrozmaiciéj. Iwicki rozmawiał wesoło i przyjacielsko z dwoma staruszkami, siwymi, jak gołębie, których przedstawił mi wprzódy, jako najstarszych, i wiekiem, i urzędem, pomocników swoich i ojca swego jeszcze. Były to przecież, nie licząc siwiejącéj czupryny gospodarza domu, jedyne siwe włosy w całém zgromadzeniu. Siedmiu młodych zupełnie i widocznie bardzo niezamożnych ludzi, otoczyło kanapę, na któréj siedziała pani domu, i prowadziło z nią rozmowę, w któréj z jednéj strony była szczera i wesoła uprzejmość, z innéj głęboki szacunek, połączony z odcieniem ufności i uwielbienia.
Pogadanka toczyła się powszedniemi zupełnie torami, o sprawach biurowych i rodzinnych, o zamążpójściu siostry jednego z młodych ludzi, o szkolnych powodzeniach braci innego z nich, o jakiéjś zabawie nakoniec, która niedawno odbywała się w którymś z mieszczańskich domów, i o któréj epizodach młodzi ludzie opowiadali żartobliwie, lub z naiwném zachwyceniem. Pomimo jednak lekkości i powszedniości pogadanki téj, z przyjemnością zauważyłem, że młodzi ludzie ci, niepokaźni, ubodzy, i widocznie niewysoko urodzeni, całą powierzchownością swą różnili się bardzo od kolegów swych, kancelistów i komisyonerów,