Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

pracujących, jak oni, w biurach rządowych lub prywatnych. Była w obejściu się ich pewna skromność, w sposobie wyrażania się pewna poprawność i logiczność, które znamionowały wyższą skalę nietylko obycia się towarzyskiego, ale nawet umoralnienia i niejako estetycznego wykształcenia. Łatwo przecież zrozumiałem zjawisko to, przypomniawszy sobie konieczne wpływy, wywierane na ludzi przez miejsca, do których uczęszczają oni, i widoki, na które choćby od czasu do czasu spoglądają.
Kwadranse upływały, młodzi ludzie przeglądali albumy i broszury, których zbiór wielki znajduje się w salonie, i zapytywali gospodynią domu o nazwy roślin, napełniających pokój. Nie wiem, czy mylę się, sądząc, że nawet tłumy kwiatów, zgromadzone w salonie pani Iwickiéj, przyczyniają się nieco do uszlachetnienia wyobraźni i udelikatnienia smaku skromnych jéj gości. Obiadując w garkuchniach, widzieliby oni zamiast nich, odymione ściany, otłuszczone naczynią i inne nieładne rzeczy, które, jeżeli nie poniżają umysłu widza, to przynajmniéj pozostaw[iają go] w uśpieniu.
Iwicki rozmawiał wciąż ze swemi siwemi gołębiami, a bardzo rzadko wtrącał się w rozmowę młodych swych pomocników. Zdaje mi się, że, przypuszczając ich do swego towarzystwa, chce on przecież względem nich zachować powagę pryncypała, w czém, może być, że i słusznie postępuje. W ogólności zacny ten kupiec