Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

trochę ciężka i niezgrabna, dość jednak, po bliższém przyjrzeniu się, przystojna.
Otóż młodziutki urzędnik, z chytrym wyrazem twarzy, i panna Klotylda, trzymali się ze sobą ciągle nierozłącznie i na stronie. Rozmowa pomiędzy nimi toczyła się półgłosem, przerywana szeptem i śmiechami. Panna Klotylda trzpiotała się nawet trochę, zerwała kwiat, pysznie rozkwitający w wazonie, i przypięła go do butonierki młodzieńca. On spoglądał w jéj oczy z poufałością, trochę nieprzystojną.
Kobieta jest widocznie żywo zajętą; mężczyzna, nie wiem w jakim celu, stara się zajęcie to rozbudzać. To tylko pewna, że szepcąca i trzpiotająca się para ta sprawiała pani Iwickiéj przykrość widoczną, choć ukrywaną, Iwicki zaś chmurzył się, ile razy z pod oka spójrzał na siostrę.
Zmierzch zapadał, gdy służący i pokojówka wnieśli do salonu dwie wielkie zapalone lampy, i umieścili je na stołach pomiędzy kwiatami. Dzień to był świąteczny, wieczór więc cały towarzystwo to przepędzić miało razem. Pani Iwicka zbliżyła się i usiadła przy mnie.
— Czy pan nie znudziłeś się dziś u nas? — zapytała.
— Owszem, pani — odpowiedziałem — nie pamiętam, abym kiedykolwiek, wśród tylu na raz ludzi, przepędzał czas tak wybornie.
Byłem szczery.