— Ale dla pani — rzekłem — czy zabawy podobne nie są zbyt nużącemi? Wszak wśród ludzi tych, których zgromadzasz pani dokoła siebie, niéma takich, którzy-by towarzystwem swém istotną przynieść jéj mogli przyjemność?
— Owszem — odpowiedziała — miło mi jest być z tymi ludźmi, bo ich szczerze lubię, bo, jako domownicy moi prawie, obchodzą mnie oni bardzo. Zresztą, nie o samę przyjemność mi tu idzie... patrzę trochę daléj.
Opowiedziała mi historyą kilku z tych młodych ludzi, którzy tak wesoło wyglądali w jéj salonie. Nie były to przecież wcale historye wesołe. Dzieciństwa opuszczone, rodzinne domy pełne ciemnoty albo nawet nędzy, piérwsze młodości oddane na pastwę pracy ciężkiéj i źle wynagradzanéj, przesuwały się przed memi oczyma, wywołane opowiadaniem, którego słuchałem, a którego każdy wyraz brzmiał miłością dla ludzi i litością dla cierpień ich i upadków.
Nagle, kędyś w rogu salonu, zegar wydzwonił godzinę.
Przypomniałem sobie wtedy, że były na świecie zegary i godziny, i że na ten wieczór właśnie zwołałem był do jednego z pacyentów moich lekarską naradę.
Czy będziesz dziwił się, Jerzy, gdy ci powiem, że ciężko mi było wstać i odejść? Ale nie miałem już do darowania sobie ani jednéj minuty.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.