Nie znalazłem na przemowę tę żadnéj głośnéj odpowiedzi. W myśli tylko powiedziałem sobie, że zacny kupiec bardzo porządnie układać musiał inwentarz przymiotów swéj żony.
Iwicki mówił daléj:
— Kiedy żeniłem się z Maryą, wielu ludzi utrzymywało, że popełniam szaleństwo, biorąc za żonę kobietę, młodszą od siebie o lat dwadzieścia, piękną i wysokiego rodu. Otóż pokazało się, że nie popełniłem szaleństwa, ale owszem, uczyniłem rzecz najrozumniejszą, jaką człowiek uczynić może, bo zdobyłem sobie wraz z nią szczęście i błogosławieństwo życia. Co prawda, odkąd zacząłem żyć z Maryą, przekonałem się dopiéro, że ludzie, którzy utrzymują, że szczęścia niéma na świecie, kłamią!
— Zapewne — zauważyłem — ale uczyń-że pan tak, aby gwiazdy na niebie i perły morskie dostępnemi były wszystkim ludziom, a ludzie przestaną kłamać w ten sposób.
Iwicki patrzył na mnie chwilę przy zmroku, panującym na ulicy, jakby chciał dojrzéć wyraz mojéj twarzy.
— Poetycznych zbyt używasz pan porównań — rzekł po chwili, ale nie są one przesadzonemi. — Żadna nawet gwiazda nie oświeci tak zmroku nocy i żadna perła nie uszczęśliwi tak nurka, który ją znajdzie, jak ta kobieta oświeca i uszczęśliwia moje życie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.