Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

mo przez się, i teraz mam nadzieję, że żadna krzywda ani niechęć nie zapanuje nigdy pomiędzy mną a dziećmi memi.
Po krótkiéj chwili milczenia rzekł jeszcze;
— Wyobraź pan sobie budowę jaką, która-by opierała się na jednym filarze; gdyby filar ten runął, gmach cały upadł-by z nim w gruzy. Otóż wszystko, co posiadam, czynię i znaczę na świecie, pomyślność przedsiębierstw moich, dom mój i rodzina moja wspiera się na Maryi. Gdyby mi jéj zabrakło, nie powiem, że strzelił-bym sobie w łeb, albo że pękło-by mi serce; ale śmiało powiedziéć mogę, że przepadło-by nietylko szczęście moje, ale wiele rzeczy, którym podobne nie z pod każdego kamienia wyrastają.
W téj chwili stanęliśmy u bramy domu, do którego wejść miałem. Nad bramą paliły się dwie latarnie, przy których świetle spojrzeliśmy sobie w twarze. Siwo, głęboko osadzone oczy kupca błyszczały wzruszeniem.
Co do mnie, czułem się zimnym, jak lód. Dość szczególném było to nawet, że wzruszone słowa tego człowieka, zamiast zarażać mnie wzruszeniem, mroziły mię i wywoływały na usta moje uśmiech, który wątpię, czy wygłądał-by wesoło, gdybym pozwolił mu się ukazać.
Podałem Iwickiemu rękę na pożegnanie i rzekłem: