Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

— W ciemne otchłanie nieszczęść, które pan ostatniemi słowami odmalowałeś, nie wejdziesz pan prawdopodobnie nigdy. Jesteście państwo oboje w wieku, w którym spodziewać się jeszcze można długich lat zdrowia, szczęścia i wszelkich pomyślności...
Po tych słowach pożegnaliśmy się. Wstępując na wschody, prowadzące do mieszkania mojego chorego, myślałem: dla czego człowiek ten uczynił dziś dla mnie tak znaczny wydatek wymowy? A przyznać trzeba, że gdy jest wzruszonym, znajduje w głowie swéj pewne wyrażenia energiczne i trafnie rzeczy malujące, które wymową nazwać można. Czy jest on tak przepełniony poczuciem szczęścia swego, że doznaje potrzeby oblewać niém swoich znajomych? Czy myśli, że jestem ślepym i nie widzę sam tego, co bije w oczy?
Narada lekarska trwała dość długo; późna już była godzina, gdy wróciłem do domu.
Czy znasz, Jerzy, usposobienia takie, jak to, które opanowało mnie wtedy? Po dwugodzinnéj zaledwie, roztargnionéj pracy, rzuciłem z rozdrażnieniem książkę i pióro i odbywać zacząłem jednę z tych komicznych z daleka, a z blizka niezbyt uciesznych przechadzek, w których wzburzonym myślom krokom człowieka odpowiada tylko głucha cisza, a wzrokowi jego na spotkanie biegną: ciemność, zalegająca