Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

milczące kąty domu, i pustelnicze światło, palące się wpośród nagromadzonych po stołach druków i szpargałów.
Upewnić cię mogę, że wieczoru tego położyłem się spać w humorze zupełnie czarnym, spowodowanym tém głównie, że nie byłem zadowolony z samego siebie. Nazajutrz jednak przekonałem się, że miałem dnia tego chyba trochę gorączki. Ani wewnętrzna równowaga moja nie została zachwianą, jak mi się to wydało, ani Iwicki nie mógł miéć w rozmowie swéj ze mną téj ostatniéj myśli, o którą go przez chwilę posądzałem. Jesteśmy obaj zbyt rozsądni, aby nas każda mara życia, ponętna czy straszna, podbijać albo przerażać miała.
Przed południem odwiedziłem chorego kancelistę państwa Iwickich i ztamtąd udałem się na piętro kamienicy, aby zobaczyć małego Franusia, którego cera niezupełnie podobała mi się dnia poprzedniego.
W bawialnym pokoju spotkała mnie Natalka, zrobiła przedemną zgrabny dyg i, podając mi rączkę, po którą sięgnąłem, powiedziała mi, że matka jéj prosi mię do swego pokoju.
Wszedłem więc do ustronnéj pracowni pani Iwickiéj i znalazłem ją, siedzącą na nizkiéj kanapce, z książką otwartą na kolanach i Franusiem, u stóp jéj na taboreciku. Na-pół tylko podniosła się na spotkanie moje i zaczęła mię pytać o chorego pomocni-