Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

buzie śliczną Natalkę, a potém przyciągnęłam do siebie Franusia i zaczęłam mu się przypatrywać. Dziecię to, o którém przed rokiem źle bardzo wróżyć można było, rozwinęło się i porozumniało znacznie. Znać, że Marya toczy o nie uporczywą walkę z naturą i odnosi nad nią powolne zwycięztwo. Co do Janka, tego pyzata twarzyczka ukazywała się z za matki, któréj szyję oplatał ramionami, a kiedy po chwili zaczęłyśmy z wielkiém zajęciem rozmawiać, dzieciak wspiął się na palce, powyjmował wszystkie szpilki z warkoczy Maryi i rozplótł je całkiem. Nie przeszkadzała mu w tém zajęciu, tylko, gdy już było ono ukończoném, schwyciła malca na kolana i, śmiejąc się, zakryła go całego swemi pysznemi włosami. Śliczny to był widok, mój Jerzy! Z za lasu czarnych włosów matki wybuchał srebrny śmiech i błyszczały jak brylanty oczy dziecka; ona, pochylona nieco, patrzała mu w twarz z uśmiechem na ponsowych ustach.
W godzinę potém Klotylda wysunęła się piérwsza z sali, Natalka poszła do snu ułożyć młodszych braci, a Marya, z zapaloną lampą w ręku, poprowadziła mię do swego pokoju; przechodząc, zobaczyłyśmy przez drzwi otwarte Klotyldę, klęczącą przed ołtarzykiem, urządzonym w jéj pokoju. Ołtarzyk przystrojony był w obrazki, kwiaty, muśliny i pióra; klęcząca przed nim kobieta, postać miała smutną i znękaną.
— Czy Klotylda zawsze jeszcze marzy o miłości i szczęściu? — zapytałam z cicha Maryi.