Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedna! — odpowiedziała mi ze szczerą litością; — a teraz — dodała — jest ona biedniejszą, niż kiedy.
Nie zapytywałam jéj o znaczenie tych słów, bo głowę miałam zajętą zupełnie czém inném.
Gdy tylko znalazłyśmy się w ustronnym pokoju Maryi i usiadłyśmy obok siebie na jednéj z tych nizkich, leciuchnych kanapek, które tam stoją, wzięłam ją za rękę i zapytałam:
— Często widujesz pana Adama, Marciu?
Spojrzała mi w twarz i wybuchnęła szczerym śmiechem.
— O, moja ty złota marzycielko! — zawołała — z jakimże to uroczystym wyrazem twarzy zadajesz mi to pytanie! Wyglądasz tak, jakbyś mię chciała zapytać: Maryo, czy prędko myślisz sobie życie odebrać? Nie, moja droga! mniej niż kiedy pomyśléć mogę bez trwogi o nieznanych przepaściach, znajdujących się po drugiéj stronie ziemskiego bytu, bo życie to jest mi milszém, droższém, niż kiedy; bo więcéj, niż kiedy, cenię całe bogactwo, całą rozmaitość piękności i dobrodziejstw jego!
Rzekłszy to, uścisnęła mię z całéj siły i zaraz potém, pochwyciwszy ze stołu zeszyt, zapisany jéj własném, szybkiém pismem, na-pół żartem, na-pół z zapałem, czytać zaczęła przetłómaczony ustęp z obcego poety.
„Żyję! nie jestże świat ten marzeniem wielkiego Boga, który, śpiąc na samotnéj gwieździe, senne obra-