Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Piérwsza młodość moja była na wskroś przesiąknięta wysokiemi uciechami wiedzy i sztuki. Nawykłam do tego. Stało się to drugą moją naturą. Wszak przeszłości nikt nie może wyrzucić za okno i przetworzyć siebie do gruntu, wedle warunków nowego położenia swego. Jestem zupełnie zadowoloną z losu mego, ale są chwile, w których mam czas zupełnie wolny. W dostatnim, widzisz, bycie jak nasz, najzabieglejsza gospodyni domu i najtroskliwsza matka nie jest wyrobnicą, pozbawioną godzin ciszy i samotności. W godzinach tych czułam się zawsze trochę samotną i doświadczałam szczególnych porywów biedz do kogoś, powiedziéć komuś: popatrz! posłuchaj! przeczytaj! Często téż powstają w mojéj głowie całe tłumy uwag, zapytań i wątpliwości, i takbym pragnęła wtedy miéć obok siebie myśl pomocniczą, z którą razem mogłabym zatrzymać się na jakimś: tak albo nie. Pozostawiona saméj sobie, nie mogę uspokoić się póty, aż odpowiem na własne pytania, albo o nich zapomnę. W piérwszym wypadku sprawia mi to zamęt w myśli, w drugim bywam zawsze trochę smutna. Żal mi, że przed oczyma memi przemknęła błyskawica prawdy, a ja jéj pochwycić i w głowie mojéj uwięzić, a zapewne także i w życiu zastosować, nie mogłam. Wszystko to są drobne bardzo rzeczy, to téż nie zatruwały mi one życia. Nie zastanawiałam się nawet nigdy nad niemi i z ich powodu łajałam siebie raczéj, niż użalałam się nad sobą. Łajałam siebie za to, że za-