Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

a potém rzuci cię i czmychnie tam, gdzie pieprz turecki sieją!
— Kocham go!
Pan Michał zaśmiał się na całe gardło i jednocześnie łzy mu w oczach stanęły. Gniewał się bardzo, ale i żal mu było siostry.
— A to kochaj go sobie i gub się ze szczętem, jeżeli już tak chcesz tego koniecznie. Jesteś pełnoletnią i pozwolenia mego nie potrzebujesz, ale zapowiadam ci z góry, że w domu moim młokosa tego widywać nie będziesz, bo go we dwadzieścia cztery godziny już tu nie będzie! — Rzekłszy to, wyszedł w ogromném wzburzeniu i z całéj siły stuknął drzwiami od przedpokoju. Klotylda, płacząc, poszła do swego pokoju, a Marya siedziała długo zamyślona.
— O czém tak myślisz, Marciu? — zapytałam.
Spójrzała na mnie smutnemi oczyma i odrzekła:
— I takiemi-to są te sławione miłości! I to nazywa się kochać!
Tak; postacie, w jakich miłość przedstawia się jéj oczom, w jakich zresztą najczęściéj zjawia się ona na świecie, budzą w niéj dumny wstręt do tego rodzaju uczucia. Dlatego nie przypuszcza go ona w sobie i dla siebie i stąpa po wulkanie ze spokojem dziecka.
Nazajutrz po burzliwéj scenie owéj, siedziałyśmy bardzo spokojnie w pokoju Maryi. Ja czytałam z Natalką książkę jakąś, ona dawała Franusiowi lekcyą rachunków, która ku wielkiéj jéj uciesze szła