Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

nic nie jest sprzeczniejszém z charakterem jego, jak kłamstwo — z łagodnym wyrzutem rzekła Marya.
— A choćby i tak było, jak mówicie — odparła czuła ta istota, — cóż mnie to obchodzi? Ja kocham go!
Gdy znalazłyśmy się same, Marya zawołała:
— Jak mogą ludzie bluźnić w ten sposób imieniu miłości! Kiedy patrzę na Klotyldę i na jéj Ryszarda, zdaje mi się, że widzę pierwotnych ludzi, którzy, w ciemnych głębiach jaskini swéj, padają sobie w objęcia, bo tak im każe uczynić dziki ich popęd.
Wyraz głębokiego wstrętu odmalował się na jéj twarzy.
Domowe sceny te, a także chmurna niezgoda, która zapanowała między siostrą a bratem, martwią i nużą Maryą.
Na domiar biedy, zmuszoną ona była wczoraj przyjąć u siebie, z powodu familijnéj jakiejś rocznicy, kilkanaście osób z rodziny swego męża. W mieszczańskich zamożnych rodzinach, rocznice takie obchodzi się zawsze z uroczystością, a Marya nie chciała obrażać przybranych swych krewnych lekceważeniem świętego dla nich zwyczaju. Był to więc obiad proszony, czyli, trzy godziny piekielnéj nudy. Wszystko tam było wystrojone, gadatliwe, krzykliwe albo nadęte. Parafianizm, pretensyonalność i zły smak przedstawiły mi się w pełnym blasku.
Mówiono tam o mydle i kucharkach z emfazą,