która z pań zechce zejść na dół i powziąć na miejscu stosowne informacje.
Marya spojrzała na Klotyldę, która, przez cały dzień ubiegły, płacząc, biadała nad chorobą ukochanego.
— Może zechcesz, Klosiu, pójść tam z panem Stroszem? — zapytała z cicha.
Czuła istota zarumieniła się aż po swe lniane warkocze, spuściła oczy i z zawstydzeniem wyjąknęła:
— Czy sądzisz, Marciu, że było-by to przyzwoitém?
Marya uczyniła ramionami mimowolny i rzadko u niéj zdarzający się ruch niecierpliwości, owinęła się długim ciepłym płaszczem, który podała jéj Natalka, i poszła z lekarzem do chorego. Patrzałam na nich przez okno, gdy przechodzili długi dziedziniec i przypomniałam sobie dawną chwilę piérwszego ich na świecie spotkania. Zapytałam téż siebie: czy, gdy teraz znowu znajdą się razem u łoża chorego, przed ich pamięcią także nie stanie w ogniu i w kwiatach całe wspomnienie piérwszego obowiązku dokonanego wspólnie, piérwszych uczutych w życiu silnych uderzeń serca.
Gdy wrócili, w salonie pełnym kwiatów, zmrok zaczynał zapadać i duży ogień palił się na kominku. Marya drżała trochę od silnego chłodu, który dnia tego panował, nie zdejmując więc płaszcza swego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.