Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

oni może wiadomości jakich o nim, które-bym na jego korzyść obrócić mogła! Nie pomyślałam o tém nigdy, i mam to sobie teraz do wyrzucenia!
Gdy Marya to mówiła, pan Adam, stojąc przy kominku, nie spuszczał wzroku swego z jéj twarzy.
— Dziwnie delikatne posiadasz pani sumienie, — rzekł po chwili milczenia, — wyrzuca ono pani nieraz to, co innym dało-by powód do skarżenia się na złość i na niewdzięczność ludzką. Cóż więcéj możesz pani czynić dla ludzi tych, nad to, co czynisz? Materyalnie i moralnie włączyłaś ich pani do domu swego...
— Bo téż należą oni do domu mego — z żywością przerwała Marya.
— Nie wszystkie naczelniczki domów były-by tego zdania — ozwałam się z ciemnego mego kątka.
— Być może, ale obowiązki nasze zakreśla nam przecież niecudze, lecz własne zdanie. Ja zaś przez wyraz dom, nie rozumiem czterech ścian tylko, które osłaniają ludzi od słoty i chłodu, ani śpiżarni tylko, kuchni i jadalni. W mojém wyobrażeniu dom jest pracownią, w któréj wyrabiać się powinny nietylko przedmioty codziennego użytku, ale także charaktery i rozumy ludzkie. Gdy wymawiam wyraz domy, wyobrażam sobie zawsze mnóztwo ognisk, z których każde, według sił swoich, rozsyła na znajdującą się dokoła przestrzeń promieniowanie światła i ciepła.
— W naszém szczególniéj położeniu — dodała