Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

po chwili przestanku, — tu, gdzie niedostaje wszelkich narzędzi i organów publicznego działania, domy są wszystkiém: strażnicami obyczajów, spójniami serc, warsztatami, wyrabiającemi lepszą przyszłość. Cóż dziwnego, jeżeli do idei tak pojętego domu można przywiązać się z całéj siły, i jeżeli przeszkody, w urzeczywistnieniu jéj napotykane, sprawiać mogą trwogę i niepokój sumienia!
Głos jéj, jak zwykle, gdy mówi z zapałem, brzmienie miał przyciszone nieco i drżące.
Pan Adam nie spuszczał z niéj wciąż oczu.
— Tak zawsze bywa ze wszystkiemi na świecie ideami — wymówił zwolna — praca nad ich sprawdzeniem zabiera nam myśl i spokój, a czy daje szczęście?
Teraz powieki jego opadły na źrenice, które, od blasku ognia może, zaświeciły złotym połyskiem. Na podniesioném nieco czole jego zarysowały się dwie podłóżne zmarszczki, a po ustach przemknął zamyślony i niedowierzający uśmiech.
— Szczęście — powtórzyła Marya, jak echo, i jakby przelękniona dźwiękiem, który wydały własne jéj usta, umilkła nagle.
— Tak — rzekł Adam — czy idąc dumnie i wytrwale wytkniętą raz drogą, kochając wiedzę i pracę dla ludzi, a wszystko, co nie jest niemi, wzgardliwie mijając, nie stajemy czasem, nagle uderzeni pytaniem: