Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

mu tak ludnym i zamożnym, jak dom Iwickich, wymaga istotnie niemałych zachodów i starań.
Teraz także w jadalnéj sali znajdowało się kilka osób różnéj płci, z których jedne prosiły o sprawdzenie rachunków, inne żądały rozporządzeń na dzień jutrzejszy.
Stanęłam w progu i patrzałam na Maryą, gdy i dziś także spełniała codzienne swe obowiązki. Z razu patrzała ona i odpowiadała machinalnie, prawie jak przez sen, ale po chwili wyraz przytomnéj myśli wrócił zupełnie do jéj oczu. Siedziała przy stole nad podanemi jéj kilku arkuszami papieru, pełnego cyfr. Z ołówkiem w ręce podkreślała i sumowała cyfry, zwracając się niekiedy do domowników z zapytaniami i uwagami. Od chwili do chwili tylko czoło jéj marszczyło się pod wpływem wysiłku woli, z jakim skupiać umiała myśl na przedmiot swego zajęcia, raz także ołówek zadrżał w jéj ręce, na rzęsę jéj wybiegła łza i, spłynąwszy po pochylonéj twarzy, spadła na papier.
Nikt zapewne łzy téj nie spostrzegł, prócz mnie i pana Michała, który w téj saméj chwili wszedł do sali drzwiami, znajdującemi się naprzeciw miejsca, na którém siedziała Marya.
Wszedł; spojrzenie jego, jak zwykle, naprzód znalazło twarz żony, i tym razem spoczęło na niéj długo i nieruchomie. Czoło jego sfałdowało się nagle w mnóztwo zmarszczek. Było to przecież jedno