Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę w przyjaźń Jerzego jak w niczyją na świecie — chciéj mu pani powiedziéć, że jest on jedynym człowiekiem, wobec którego nie wstydził-bym się nawet zapłakać.
Kiedy wymawiał ostatni wyraz, oczy jego, chłodne dotąd, błysnęły. Widać uczuł w piersi nagle ukłócie bólu.
Nie chcąc, aby tylu ludzi przeze mnie czekało na widzenie się z nim, zaczęłam go żegnać. Ściskając moję rękę, rzekł z trochą wahania się w głosie.
— Pani Iwicka z przykrością musi rozstawać się z panią.
— Tak! — odpowiedziałam — ja i Marya jesteśmy szczeremi, prawdziwemi przyjaciółkami, ale życie jéj jest tak pełném różnych uczuć, zajęć i obowiązków, że...
— Że jest ona zupełnie szczęśliwą — dokończył pan Adam.
Powieki jego opadły w dół i na czole zjawiły się znowu dwie podłużne, głębokie zmarszczki. Stał chwilę, milcząc, potém dokończył ciszéj i zwolna:
— Jest to święte szczęście, dla którego każdy uczciwy człowiek musi miéć cześć głęboką. Oby trwać mogło zawsze!
Czy ty rozumiész słowa te, Jerzy? Ja z nich odgadłam, że Adam pracuje nad tém samém, co wypracować w sobie postanowiła Marya. Jacy oni silni