— Zniechęcenie i zwątpienie! — zawołała. — Tak, rozumiem, że doświadczać ich każdy musi chwilami. Ale trwać długo one nie mogą... pan ich długo doświadczać nie możesz? nie prawdaż?
Patrzała na mnie swemi wielkiemi oczyma, w których był teraz niepokój i troska. Dobrą jest, więc nie chce, aby ktokolwiek cierpiał. Ceni wysoko wiedzę, więc pragnie aby pracownicy jéj byli rycerzami niedostępnymi bliźnie żadnéj, sans peur ni reproche!
Powiedziałem jéj, że stan taki w istocie trwać długo nie może, bo sparaliżował-by całą życiową działalność człowieka; że ja stanu takiego doświadczam od czasu do czasu w skutek zapewne popędliwości charakteru mego, który mi sprawia pragnienia i niecierpliwości, sprzeczne z porządkiem spraw ludzkich.
— Przyszedłem tu dziś dlatego — rzekłem — abyś mi pani dopomogła do prędszego przebycia — paroxyzmu.
— Cóż ja mogę? — wymówiła po chwili zwolna. — Myślę, że najlepsze lekarstwo przynoszą panu ci, którzy codziennie napełniają dom pana, wołając ratunku!
Słowami temi dotknęła najdraźliwszéj struny moich zgryzot.
— Ratunku! — rzekłem — gdybyż ratunek ten był zawsze w mojéj mocy. Gdyby nauka była cudowną skarbnicą, do któréj zapukać-by tylko trzeba, aby módz wydobyć z niéj leki na wszystkie cierpienia!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.