Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

cie, a chociaż jestem siostrą Michała, znajdziesz we mnie współczucie i może jaką pomoc. Ja bo, widzisz, wiem, co to miłość, i wszystko przebaczyć mogę tym, którzy przez nią cierpią...
Wymówiwszy to, przyłożyła na chwilę usta swe do mego czoła i odeszła zwolna, szeleszcząc jedwabną suknią. Nie wiem, czy widziałaś kiedy, Klementyno, jak te łagodne, pełne tkliwości i poddania się oczy kobiet, takich, jak ona, mogą czasem złośliwie i zwycięzko spoglądać! Jakie ostre, przenikliwe światełka napełniają blade te źrenice w chwilach czyjegoś upokorzenia, a ich tryumfu!
Było to upokorzenie, był to wstyd, była to gorycz najstraszniejszego z zawodów, bo zawodu na własnych siłach, o których mniemałam, że, jak niewzruszone opoki, strzedz będą zawsze méj nieskazitelności!
A jednak była to tylko krótka chwila, po któréj nad upokorzeniem, i wstydem, i goryczą zawodu, wzniosło się uczucie inne i przytłumiło je... było to uczucie świadomości takiéj, o któréj za cenę życia pragnęła-bym zapomniéć, i któréj wydrzéć nie dałabym sobie za cenę życia. Przez usta Klotyldy świat powiedział prawdę. Sama wiém już o wszystkiém Klementyno! wiem już, dlaczego, rozmawiając ze mną, zapada on w długie milczenia i twarz jego blednieje zwolna, jakby serce jego ściskała jakaś dłoń żelazna! Wiem, o czém myśli wtedy, gdy powieki opadają mu