którzyby się rolnictwem zatrudniać chcieli, na pięć lat od podatków uwolnić i inwentarzem rolnym obdarzyć. Wzbronić zawierania małżeństw przed rokiem 20-tym dla mężczyzn, a 18-ym dla kobiet.“
Kartkę tę noszono po ulicach, placach i domach, czytano po setne razy, powiewano nią w powietrzu, niby chorągwią tryumfu lub żałoby, dopóty, aż w tych tysiącach rąk niecierpliwych i drżących rozpadła się ona w drobne szmatki, ulotniła się w żółtawy pył i — znikła.
Zdania jednak o tém, co przeczytane zostało, ludność Szybowa nie wyrażała zrazu. Część jéj, znacznie mniejsza, pytające spojrzenia zwróciła ku Herszowi; inna, ogromnie większa, badała twarz Reba Nochima.
Reb Nochim wyszedł przed próg swéj lepianki i chude ręce swe, na znak zgrozy i rozpaczy, wznosząc nad głową, okrytą siwemi włosy, zawołał po razy kilka:
— Assybe! assybe! dajge!
— Nieszczęście! nieszczęście! biada! — powtórzył za nim tłum, zalegający w dniu owym podwórzec świątyni. Ale w téj saméj chwili Hersz Ezofowicz, stojący u samych drzwi domu modlitwy, założył białą rękę za szeroki pas atłasowego chałata, drugą powiódł po bujnéj rudawéj brodzie, podniósł wysoko głowę, okrytą cenną bobrową czapką, i niemniéj donośnie od Rabbina, innym tylko wcale głosem, zawołał:
— Ofenung! ofenung! frejd!
— Nadzieja! nadzieja! radość! — nieśmiało trochę, zcicha, i z ukośném na Rabbina wejrzeniem, powtórzyła za nim nieliczna gromadka jego przyjaciół.
Ale stary Rabbin słuch miał dobry. Usłyszał. Biała broda jego zatrzęsła się, czarne oczy rzuciły w stronę Hersza wejrzenie pełne błyskawic.
— Rozkażą nam brody golić i krótkie suknie nosić! zawołał — żałośnie i gniewnie.
— Rozum nasz uczynią dłuższym i serce w piersiach naszych rozszerzą! — odpowiedział mu od drzwi świątyni doniosły głos Hersza.
— Zaprzęgą nas do pługów i każą nam uprawiać kraine wygnania! — krzyczał Reb Nochim.
— Otworzą przed nami skarby ziemi i rozkażą jéj, aby ojczyzną naszą była! — wołał Hersz.
— Zabronią nam koszery zachowywać i z Izraela uczynią lud chazarników!
— Dla dzieci naszych szkoły pobudują i z Izraela uczynią cedr libański, miasto tarniny!
— Twarze synów naszych brodami porosną, zanim wolno im będzie żony pojąć sobie!
— Kiedy pojmą oni swe żony, rozum w ich głowach i siła w ich rękach będą już wyrosłe!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/021
Ta strona została przepisana.