ostatki Izraela!“ — młody kupiec stał długo nieruchomy, z głęboką zadumą w ziemię wpatrzony, potém, wolnym krokiem przeszedł obszerny rynek miasteczka i zniknął w głębi stojącego przy nim obszernego i pokaźnego domu.
Dom to był najobszerniejszy i najokazalszy w tém miasteczku, nowy jeszcze zupełnie, bo przez Hersza samego zbudowany, żółtemi ścianami i jasnemi oknami błyszczący. We wnętrzu jego, w izbie dużéj, na bardzo prostym drewnianym sprzęcie Hersz przesiedział długo, z chmurnym wzrokiem i czołem w dłoniach ukrytém. Podniósł potém głowę i zawołał:
— Frejda! — Frejda!
Na wołanie to otworzyły się drzwi sąsiedniéj izby i w złotém oświetleniu ogniska, szeroko tam płonącego, ukazała się w progu młoda, wysmukła kobieta. Na głowie miała ona wielki biały zawój, biały fartuch spadał od szyi jéj, zdobnéj w kilka sznurów pereł, aż ku dołowi kwiecistéj spódnicy. Ogromne czarne oczy świeciły wesoło i płomiennie pośród ściągłéj, łagodnéj twarzy. Stanęła naprzeciw męża i zapytywała go wzrokiem tylko.
Hersz wskazał jéj oczyma ławę, na któréj téż wnet usiadła.
— Frejdo! — zaczął, — czy ty słyszałaś o tém, co u nas dziś działo się w miasteczku?
— Słyszałam, — odpowiedziała z cicha; — brat mój, Joze, zachodził do mnie i mówił, że ty bardzo kłócił się dziś z Reb Nochimem.
— On chce mnie zjeść, tak jak pradziad jego zjadł mego pradziada.
W czarnych oczach Frejdy odmalowała się trwoga.
— Hersz! — zawołała, — ty z nim nie kłóć się! on wielki i święty! za nim wszyscy będą!
— Nu, — po chwili milczenia odpowiedział z uśmiechem mąż, — już ty nie lękaj się! Teraz już inne czasy idą! on mnie nic nie zrobi! A ja nie mogę zamykać moich ust, kiedy moje serce głośno krzyczy na mnie, żebym ja gadał! i ja nie mogę patrzéć na to, jak ten człowiek mówi, że to co dobre, jest złe, a głupi naród patrzy w oczy i krzyczy potém to, co i on, choć nic nie rozumie. Nu! a zkąd on ma co rozumiéć? Czy Todrosy uczyli jego kiedy rozpoznawać złe od dobrego, i to, co było, oddzielać od tego, co będzie?
Po chwilowém milczeniu, Hersz zaczął znowu:
— Frejda!
— Co, Herszu?
— Czy ty nie zapomniałaś jeszcze tego, co ja tobie opowiadałem o Michale Seniorze?
Kobieta splotła nabożnie ręce.
— Na co ja miałam zapominać? — zawołała. — Ty mnie piękne historye o nim opowiadał!
— To był wielki, bardzo wielki człowiek! Todrosy go zjedli. Żeby go oni nie zjedli, on-by wielkie rzeczy dla Żydów zrobił. Ale to nic. Ja jego zapytam się, jak on chciał robić; to on mnie nauczy — i ja zrobię!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/023
Ta strona została przepisana.