Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/025

Ta strona została przepisana.

— A czemu-bym ja ciebie przypuszczać do nich nie miał? Czy ty domu mego źle pilnujesz, albo dzieci moje źle hodujesz? Ty wszystko dobrze robisz, Frejdo, i twoja dusza taka piękna, jak twoje oczy!
Szkarłatnym płomieniem oblała się biała twarz młodéj Izraelitki. Spuściła oczy, ale koralowe usta jéj szeptały z cicha niedosłyszalne wyrazy jakieś — miłości czy dziękczynienia.
Hersz powstał.
— Gdzie my pisania tego szukać będziemy? — zaczął w zamyśleniu.
— Gdzie? — powtórzyła kobieta.
— Frejda, — mówił mąż, — Michał Senior pisania swego schować nie mógł w ziemi, bo on wiedział, że gdyby je schował w ziemi, robaki-by je zjadły, albo zamieniłoby się ono w proch. Czy to pisanie jest w ziemi?
— Nie, — odpowiedziała kobieta, — jego w ziemi niéma!
— I w ściany on go schować nie mógł, bo on wiedział, że ściany spróchnieją prędko i że je zrzucą, ażeby nowe postawić. Ja te nowe ściany sam stawił i w starych ścianach szukał bardzo, ale pisania w nich żadnego nie było.
— Nie było! — z żalem ozwała się Frejda.
— I w dachu on go schować nie mógł, bo on wiedział, że dach zgnije i że jego rozrzucą, żeby nowy zrobić. Jak ja urodził się, to już na starym domu naszym był dziesiąty może dach, ale mnie zdaje się, że pisania tego w dachu żadnym nie było.
— Nie było! — przywtórzyła kobieta.
— To gdzie ono może być?
Zamyślili się oboje. Nagle, po długiéj chwili, kobieta zawołała:
— Hersz! ja już wiem! te pisanie jest tam!
Mąż podniósł głowę. Kobieta wyciągniętym palcem wskazywała wielką oszkloną szafę, stojącą w rogu izby i zapełnioną od góry do dołu wielkiemi księgami, w szaréj, opylonéj oprawie.
— Tam? — zapytał Hersz wahającym się głosem.
— Tam, — stanowczo powrórzyła kobieta. — Czy ty mnie nie mówił, że to są książki Michała Seniora, i że je tu wszyscy Ezofowicze na pamiątkę po nim chowali; ale, że ich nikt nigdy nie czytał, bo takich książek Todrosy czytać nie pozwalają!
Hersz powiódł dłonią po czole, kobieta mówiła daléj:
— Michał Senior mądry był człowiek i przed oczyma jego widna była przyszłość. On wiedział, że tych książek długo nikt czytać nie będzie, i że ten tylko, kto czytać ich zechce, będzie tym prawnukiem jego, co innych czasów doczeka i pisanie jego znajdzie!
— Frejdo! Frejdo! — zawołał Hersz, — ty jesteś mądra kobieta!
Pod śnieżnym zawojem czarne oczy kobiece skromnie spuściły się ku ziemi.
— Herszu! ja pójdę zobaczę dzieci nasze i zakołyszę najmłodsze, które