Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/029

Ta strona została przepisana.

rozkazu samego Króla, Seniorem. Przyjechałem ja zdaleka. A po co ja tu przyjechałem? Po to, żeby zobaczyć wielkiego posła i pogadać z wielkim autorem, z którego słów spadł na oczy moje i twarz blask taki jasny, jak od promieni słońca. Blask ten jest bardzo wielki, ale mnie nie oślepił, bo jak roślinka ziemska okręca się koło gałęzi wysokiego dębu, tak ja chcę, żeby myśl moja okręciła się około twojéj wielkiéj myśli i żeby one obie rozpostarły się nad ludźmi jako tęcza, po któréj nie będzie już na świecie kłótni, ani ciemności!
Kiedy na przemowę tę poseł odpowiedział uprzejmie i zachęcająco, Hersz ciągnął daléj.
— Jasny pan to powiedział, że trzeba zrobić wieczną zgodę pomiędzy dwoma narodami, które na jednéj ziemi toczą ze sobą wojnę?...
— Powiedziałem to; — przytwierdził poseł.
— Jasny pan to powiedział, że Żyd, porównany z chrześcijaninem we wszystkiém, nigdy szkodliwym nie będzie?
— Powiedziałem to.
— Jasny pan to powiedział, że Żydów ma za obywateli polskich, i że trzeba, ażeby oni dzieci swoje do świeckich szkół posyłali, i żeby oni mieli prawo ziemię kupować, i żeby między nimi skasowane były różne rzeczy, które ani dobre są, ani rozumne?
— Powiedziałem to; — powtórzył poseł.
Wtedy wysoki, okazałéj postaci Żyd, z dumném czołem i rozumném wejrzeniem, pochylił się szybko, i zanim poseł miał czas obejrzéć się i obronić, rękę jego do ust swych przycisnął.
— Ja tu przybysz — rzekł zcicha — gość w tym kraju, młodszy brat...
Wyprostował się potém i, sięgnąwszy do kieszeni atłasowego ubrania, wydobył z niéj zwój zżółkłego papieru.
— Ot, co ja panu przywiozłem; — rzekł — to droższe dla mnie nad wszystkie złoto, perły i dyamenty...
— Cóż to jest? — zapytał poseł.
Hersz uroczystym tonem odpowiedział:
— To testament przodka mego, Michała Ezofowicza, Seniora.
Przez całą noc siedzieli we dwóch i przy świetle świec woskowych czytali. Potém przestali czytać a zaczęli rozmawiać. Rozmawiali zcicha, z blizko ku sobie pochylonemi głowami, z twarzami pałającemi. Potém, przy świetle dnia już, powstali obaj razem, jednocześnie, wyciągnęli ku sobie dłonie i spoili je w silnym uścisku.
O czém przez noc całą czytali, o czém mówili, co uradzili, jakie uczucia zapału i nadziei połączyły ich ręce uściśnieniem przymierza? Nikt nie dowiedział się nigdy. Zapadło to w tę ciemną noc tajemnic dziejowych, na dnie któréj skryło się przed nami wiele słonecznych pragnień i myśli. Przeciwności je tam strąciły. Skryły się one, lecz nie przepadły. Zapytujemy siebie nieraz: zkąd błyskawice te myśli i pragnień, których nikt wprzódy nie znał? i nie wie-