Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/031

Ta strona została przepisana.

swój widząca w czterech ścianach swego domu, że duch męża jéj porwanym został w krąg wielkich idei i upodobał sobie w płomiennym tym świecie, a wygnany zeń siłą wrogich wypadków, uleczyć się nie mógł z tęsknoty i żalu po nim. Nie wiedziała ona, że są na ziemi tęsknoty i żale, nie tyczące się ani rodziców, ni dzieci, ni żony, ni majątku, ni domu własnego, i że z takich tęsknot i żalów duchowi ludzkiemu, który zaznał ich raz, uleczyć się najtrudniéj...
W czarnéj lepiance Reb Nochima tymczasem rozlegały się z kolei wykrzyki radości.
— Frejd! Frejd! Frejd! — wołał do ludu stary rabin, dowiedziawszy się, że „wszystko przepadło“, że zatém ci, którzy mieli rozkazywać Żydom, aby brody golili i krótkie suknie nosili, krajowym językiem mówili i w szkołach krajowych się uczyli, roli się imali i w dziecinnym wieku małżeństw nie zawierali — rozkazywać już prawa nie mają.
— Frejd! Frejd! Frejd! zbawione są brody i długie chałaty; zbawione są kahały, heremy, koszery; zbawione od zetknięcia się z nauką Edoma święte księgi Miszny, Gemary i Zohar! Zbawione od ciągnięcia pługu dłonie wybranego ludu! zbawionym więc jest od zagłady lud Izraela!
Radował się Todros i do radowania się wzywał, wierzącą w mądrość jego i świętość, swą trzodę. Tryumfował, ale chciał tryumfować bardziéj jeszcze. Zniszczyć Ezofowiczów znaczyłoby to: zniszczyć prąd, dążący w przyszłość i walczący z tym, który usiłował wciąż zamienić lud w skamieniałość przeszłości. Któż wié, co stać się może kiedyś? czy z przeklętego rodu tego nie powstanie kiedy człowiek, dość mocny, aby zniszczyć całą, długowiekową robotę Todrosów? Wszak gdyby wypadki przyjęły były inny obrót, dokonałby już tego Hersz sam, wraz ze swymi możnymi przyjaciołmi, Edomitami!
Na Hersza Ezofowicza, jak niegdyś na przodka jego Michała, posypały się ze stron wszystkich oskarżenia, niechęci, przeciwności wszelkiego rodzaju. W domu modlitwy wykrzykiwano nań głośno, że sabbatów nie strzeże, że z gojami się przyjaźni i, do stołu z nimi zasiadając, trefne mięso spożywa; że w zajściach interesowych sądów żydowskich unika, a do krajowych się udaje; że rozporządzeń kahalnéj zwierzchności nie słucha i nieraz nawet głośno przyganiać im śmie; że powag izraelskich nie szanuje, Reb Nochimowi należnéj czci nie oddając...
Dumnie bronił się Hersz, odpierając niektóre czynione sobie zarzuty, do innych przyznając się, lecz usprawiedliwiając je pobudkami, których przecież ani lud, ani przodownicy jego za słuszne uznać nie chcieli.
Trwało tak dość długo, w końcu trwać przestało. Umilkły obwinienia, znikły intrygi; umilkł bo téż i zniknął moralnie ten, kto był ich przedmiotem. Zestarzały przedwcześnie, zgorzkniały, zmęczony jałowemi walkami, Hersz zamknął się szczelnie w obrębie prywatnego życia, zajmował się znowu handlem i różnemi interesami, które jednak nie szły mu tak dobrze jak innym, bo nie posiadał, tak jak inni, sympatyi i pomocy swych współbraci. Co czuł, o czém