myślał w tych ostatnich latach życia swego, nikt nie wiedział, bo nie zwierzał się z tém nikomu. Przed śmiercią tylko miał on z Frejdą długą rozmowę. Dzieci jego były jeszcze zbyt małe, aby powierzyć im mógł tajemnicę zawiedzionych pragnień swych, zmarnowanych starań i stłumionych bólów. Przekazywał ją im przez usta swéj żony. Ale czy Frejda zrozumiała i zapamiętała słowa konającego męża? czy chciała i potrafiła powtórzyć je potomkom jego? nie wiadomo. To tylko pewna, że ona jedna pozostała w posiadaniu wiadomości o miejscu, w którém ukryty został testament Seniora, owe pisanie odwieczne, będące dziedzictwem, nie tylko rodu Ezofowiczów, ale całego izraelskiego ludu, dziedzictwem nieznaném i zaniedbywaném, lecz w którém, kto wie? mieściły się może skarby, stokroć większe, niż te, które napełniały śpichrze i skrzynie bogatéj kupieckiéj rodziny.
Ostatnie żądania i myśli Seniora spały więc kędyś w ukryciu, czekając znowu śmiałéj i wiedzy chciwéj ręki jakiego prawnuka, któraby przebudzić je i na jaw wydobyć zapragnęła; a w miasteczku tymczasem, po śmierci Hersza, nie pozostał już ani jeden duch, tęskniący za światłością, ani jedno serce, któreby uderzało dla czegoś więcéj, niż dla własnéj żony, własnych dzieci i własnego, przedewszystkiém, majątku.
Gwarno tam stało się od zabiegów i starań, mających za cel jedyny pieniężne zdobycze, ciemno od mistycznych trwóg i rojeń, ciężko i duszno od nieubłaganéj, drobiazgowéj, bezdusznéj prawowierności...
W oczach jednowiernego plebsu w kraju całym, ludność Szybowa uchodziła za potężną materyalnie i moralnie, mądrą, przeprawowierną, świętą niemal...
Nad całą tą głęboką, zapadłą doliną społeczną zawisła chmura, złożona z najciemniejszych żywiołów, jakie istnieją w ludzkości, a jakiemi są: cześć dla litery, z któréj duch umknął, kazuistyka sroga, gruba niewiedza, podejrzliwe i nienawistne obwarowanie się przeciw wszystkiemu, co płynęło z szerokich, słonecznych, lecz „cudzych“, światów.