Wielki, rzęsiście oświetlony dom, stojący naprzeciw brunatnéj świątyni i całą szerokością placu z nią rozdzielony, był tym samym, który zbudował był Hersz Ezofowicz, i w którym żył z piękną żoną swą Frejdą. Stuletnie ściany jego, oddawna już poczerniałe od słót i kurzawy, stały jednak prosto i wysokością swą górowały nad wszystkiemi innemi w całém miasteczku.
Od godziny już, we wnętrzu domu tego, w izbie dużéj i ostawionéj staroświeckiemi, niezmiernie prostemi ławami i stołami, rozpoczął się już był obchód spotykania świętego dnia sabbatu.
Z pomiędzy kilkudziesięciu osób różnéj płci, które przybywały stopniowo i napełniały izbę, powstał gospodarz domu i naczelnik rodziny, Saul Ezofowicz, syn Hersza, i przybliżył się do ogromnego stołu, nad którym wisiały dwa ciężkie szczerosrebrne, siedmioramienne świeczniki. Starzec ten, z którego pochylonéj nieco, lubo barczystéj postaci, zoranéj twarzy i brody białéj jak mléko, odgadnąć można było ośmdziesiąt z górą lat wieku, wziął z ręki najstarszego z synów swoich, siwiejącego już męża, płomyk migocący na długim kiju, i podnosząc go ku świecom, umieszczonym w świecznikach, suchym od starości, lecz silnym jeszcze głosem, zawołał:
— Błogosławionym bądź Boże, Panie świata, któryś oświecił nas przykazaniami Twojemi i rozkazał nam zapalać światła w dzień sabbatu!
Zaledwie to wymówił, w świecznikach zapłonęło kilkanaście świateł, a z kilkudziesięciu piersi wybuchnęło zbiorowem okrzykiem:
— Pójdźmy! pójdźmy spotykać oblubienicę! Z witaniem dobę sabbatu spotkajmy!
...Zapłoń! zapłoń! światło królewskie! Z gruzów swych powstań, stolico! Dosyć ci mieszkać w dolinie płaczu!
...Ludu mój! strząśnij z siebie kurzawę dróg ciężkich! Przyodziej się szatą piękności swojéj! Pośpiesz, ach pośpiesz z ratunkiem ludu swego, Boże ojców naszych!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/042
Ta strona została przepisana.
II.