Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/075

Ta strona została przepisana.

Urwał nagle, bo westchnienie, wybuchające z głębin piersi ognistéj, rozebranéj niewysłowioną tęsknotą i nienasyconém pragnieniem, głos mu przerwało.
Po chwili milczenia dodał ciszéj:
— Jabym chciał być taki szczęśliwy, jak był Rabbi Akiba...
— A kto to taki był Rabbi Akiba? — nieśmiało zapytała Gołda.
Zadumane oczy Meira rozświeciły się i błysnęły:
— To był wielki człowiek, Gołdo! ja jego historyą często sobie czytam i teraz ją czytałem, kiedy ty do mnie przyszłaś...
— I ja dużo wiem pięknych historyj, — rzkła Gołda, — one w mojéj duszy wyrastają, jak czerwone i pachnące róże! Daj ty mi, Meir, jeszcze jednę taką różę; niech ona przede mną świeci, kiedy ja na ciebie patrzéć nie będę mogła...
Spojrzenia ich spotkały się. Miękki uśmiech okrążył usta Meira.
— Umiesz po hebrajsku? — zapytał.
Śpiesznie skinęła głową, na znak twierdzenia.
— Umiem; zejde nauczył...
Meir odwrócił parę kart wielkiéj księgi, która na kolanach jego leżała, i głośno czytać zaczął:
„Kolba Sabua, był-to człowiek bogaty. Pałace u niego były wysokie, jak góry, a suknie jego od złota błyszczały, a w jego ogrodach rosły cedry pachnące, palmy z szerokiém liściem i kwitły wonne róże Saronu.
„Ale piękniejszą od pałaców wysokich, od cedrów pachnących i pąsowych róż, piękniejszą od wszystkich dziewic w Izraelu, była córka jego, młoda Rachela.
„Kolba Sabua miał tyle trzód, ile jest gwiazd na niebie, a trzody te pasał młodzieniec ubogi, co wzrost miał wysoki jako cedr młody, a twarz bladą i smutną, jak u człowieka bywa, który duszę swoję z ciemnicy wybawić chce, a nie może.
„Młodzieniec ten nazywał się Józef Akiba, i mieszkał na wysokiéj górze, po któréj pasły się trzody pana jego.
„I zdarzyło się raz, że piękna Rachela przyszła do ojca swego, upadła przed nim na ziemię, nogi jego całowała, bardzo płakała i mówiła: Ja chcę pójść za Akibą i mieszkać w téj nizkiéj, czarnéj chatce, co stoi tam na wierzchołku góry i w któréj on mieszka!
„Kolba Sabua był człowiekiem dumnym i twardego serca. Wielkim on uniósł się gniewem na córkę swoję, piękną Rachelę, i zakazał jéj myśléć o młodym pasterzu.
„Ale piękna Rachela wyszła z wysokiego pałacu, nic nie zabrawszy z sobą, prócz czarnych oczu swoich, które jak wielkie brylanty błyszczały łzami, i czarnych swych włosów, co podnosiły się nad jéj czołem, jak wielka korona. I poszła na wysoką górę, do czarnéj chatki weszła i powiedziała: Akibo! oto żona twoja do domu twego wchodzi!“
„Akiba był w wielkiéj radości, wypił z oczu Racheli jéj łzy brylantowe, a potém bardzo piękne rzeczy zaczął jéj mówić. Mądre słowa jak miód lały się