Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/077

Ta strona została przepisana.

ści, ażeby on z niego pił. — On ze źródła mądrości pije, a ty kąpiesz się we łzach i ciało twoje wysycha od nędzy! — Niech oczy moje ze łzami wypłyną i niech ciało moje zjé nędza, ja domu męża mego strzedz będę. I żeby teraz stanął przede mną ten, dla którego miłość w sercu mojém czuję i powiedział: Rachelo! wróciłem do ciebie, abyś nie płakała dłużéj, ale ze źródła mądrości mało jeszcze piłem! powiedziałabym jemu: — idź i pij więcéj!
„Blady podróżny, co stał pod oknem, które otwarte było, jak posłyszał to, co mówiła Rachela, zbladł jeszcze bardziéj, zatrząsł się mocno, odszedł od małéj chatki swojéj i wrócił tam, zkąd był przyszedł.
„Znowu przeszło lat siedm. I nadszedł dzień taki, w którym słońce leje na ziemię potoki złotych jasności, a drzewa szumią i kwiaty kwitną, i ptaki śpiewają, i ludzie śmieją się, jakby powiał na nich duch Przedwiecznego, który niesie światu życie i radość.
„Na drodze, co wysoką górą podnosiła się do nizkiéj chaty pasterza, szumiała wielka gromada ludzi. Pośrodku niéj szedł człowiek wysoki, twarz jego jaśniała jako słońce wielką mądrością, a z ust jego padały słowa słodkie jak miód, a wonne jak mirra. Lud kłaniał się przed nim nizko, słowa jego chciwemi uszami chwytał i z wielką dla niego miłością wołał: — o! Rabbi!
„Ale przez gromadę ludu przebiegła kobieta i, upadłszy na ziemię, objęła kolana mistrza. Wrzeciono ona w ręku swém trzymała, łachmany ją okrywały, twarz jéj była chuda, bo przez lat czternaście zjadała ją nędza, i oczy głęboko zapadłe, bo przez lat czternaście wypływały łzami!
„Idź precz! żebraczko! — krzyknął lud na kobiétę, ale mistrz ją podniósł z ziemi i do piersi swéj mocno przycisnął; bo był to Józef Akiba, a kobieta była żoną jego, Rachelą.
— „Oto zdrój, co smutne serce me poił nadzieją, kiedy głowa moja w tęsknocie i pracy wielkiéj nurzała się w źródle mądrości.“
„Tak mistrz do ludu powiedział i chciał na głowę Racheli włożyć koronę ze złota i pereł. — Ty Rachelo, rzekł, zdjęłaś kiedyś z głowy swojéj piękny swój warkocz, aby głodne usta moje nakarmić; ja teraz czoło twoje przyozdobię bogatym wieńcem!“
„Ale ona zatrzymała ramię jego i, podnosząc nań oczy, które znowu piękne stały się jak przed wielu laty, rzekła: — Rabbi! chwała twoja jest moją koroną!“
Skończył czytać młodzieniec i powolne spojrzenie zwrócił na siedzącą obok niego dziewczynę.
Gołda miała twarz całą w płomieniu i we łzach.
— Piękna historya? — zapytał Meir.
— Piękna! — odpowiedziała, i z policzkiem opartym na dłoni, kołysała przez chwilę wysmukłą swą kibić w rozmarzeniu jakby, lub w zachwyceniu. Nagle łzy oschły na jéj oczach, pobladła i wyprostowała się.
— Meir! — zawołała, — żebyś ty był Akibą, a ja córką bogatego Kolby Sabuy, jabym dla ciebie to samo zrobiła, co piękna Rachela!...