nędzarza, ciemne, brudne, chude, igłą wskróś nakłute, bliznami od nożyc pokryte, a drżące teraz od żalu...
— Morejne! — mówił coraz ciszéj, i coraz bliżéj pochylając się nad słuchacza swego, — nam ciężko żyć, bardzo ciężko... wszystko u nas drogo kosztuje, a co nam płacić trzeba, gwałt! Urzędnicy cesarscy podatki od nas biorą; od koszernego mięsa pudełkowe my płacim; i od świéc, tych, co je w szabasy palim, płacim; i bractwu pogrzebowemu płacim; i na urzędników kahalnych płacim; i... na co my nie płacim? Aj wej! Z tych domków naszych biednych rzeki pieniędzy płyną... a zkąd my bierzem je, z krwi naszéj i z wnętrzności dzieci naszych, co z głodu wysychają! Ty mnie pytałeś się niedawno Morejne, dla czego u mnie w chacie tak brudno i tyle śmiecia! A jak w niéj niéma być brudno, kiedy nas jedenaścioro w jednéj małéj izbie mieszka, a w sionce stoją dwie kozy, co nas mlekiem swojem żywią? Ty mię pytałeś się Morejne, dlaczego moja żona taka chuda i stara, choć lat jéj jeszcze nie wiele, i dla czego moje dzieci tak ciągle chorują? Morejne! koszerne mięso u nas bardzo drogie, i my jego nigdy nie jemy... chleb jemy z cébulą, i kozie mleko pijem... na szabas wtedy tylko u nas ryba była, kiedy ty Morejne zaszedłeś do nas i srebrny pieniądz nam dałeś! My biedni... bardzo biedni na całéj téj uliczce; ale najbiedniejszy ze wszystkich jest chajet Szmul ze swoją matką ślepą, ze swoją żoną bardzo chudą i ośmiorgiem swoich dzieci...
Żałośnie wstrząsnął głową chajet Szmul i patrzał w twarz Meira swemi czarnemi oczyma, w których malowało się osłupiałe, jakby nad własną nędzą, zdziwienie. Meir, z dłonią złożoną wciąż na głowie bladego dziecka, dogryzającego swéj bułki, słuchał z uwagą mowy nędzarza. Usta jego ułożyły się w zarys litości; ale ściągnięte brwi i spuszczone powieki nadawały twarzy jego wyraz gniewnéj zadumy.
— Szmulu, rzekł zcicha, — a dla czego ty tak często roboty nie masz?
Szmul zmieszał się widocznie i — podniósłszy rękę ku głowie, przekrzywił jarmułkę, przykrywającą czarne, splątane jego włosy.
— Ja tobie powiem, — ciągnął zcicha Meir, — tobie roboty nie dają dla tego, że ty od tych materyj, z których suknie każą ci szyć, duże kawałki odkrawasz, i bierzesz je sobie...
Szmul obu już rękoma schwycił za jarmułkę.
— Oj biedna moja głowa! — jęknął — Morejne! — co ty na mnie powiedziałeś! usta twoje bardzo brzydką rzecz na mnie powiedziały!
Podskoczył, potém schylił się ku ziemi, i znów podskoczył, i zawołał:
— Nu, prawda! Morejne! ja otworzę serce moje przed tobą! ja kawałki materyi odcinał i zabierał... a dla czego ja to robił? bo moje dzieci były gołe! ja je niemi okrywał! i jak moja ślepa matka chora leżała, ja je sprzedał i mięsa kawałek dla niéj kupił... Morejne! niech twoje oko ze złością na mnie nie patrzy! Żebym ja był taki bogaty, jak Reb Jankiel i Morejne Kalman; żebym
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/102
Ta strona została przepisana.