ja tyle pieniędzy miał, ile oni ich biorą dla siebie z pracy naszych rąk i z potu naszego czoła: jabym — nie kradł!
— A na co Reb Jankiel i Morejne Kalman biorą dla siebie wasze pieniądze? — z zamyśleniem zaczął Meir i chciał daléj mówić, ale Szmul wyprostował się i przerwał mu nagle:
— Nu! oni mają prawo! oni są nad nami starsi! co oni zrobią, to święte! kto ich słucha, to jakby samego Pana Boga słuchał!
Smutnie jakoś uśmiechnął się Meir i sięgnął ręką do kieszeni. Szmul ścigał ruch ten jego wzrokiem, który roziskrzył się nagle. Błyszczała w nim chciwość.
Meir położył na otwartém oknie nędznéj chatki parę srebrnych monet; Szmul rzucił się ku niemu i rękę jego całował.
— Ty dobry jesteś, Morejne! ty zawsze wszystkim biednym ludziom pomagasz! Ty i nad mojém głupiém dzieckiem litość masz!
Ochłonąwszy nieco z uniesienia wdzięczności, wyprostował się i począł Meirowi na ucho szeptać:
— Morejne! ty dobry jesteś i wielkiego bogacza wnuk, a ja biedny głupi chajet! ale ty jesteś jak miód na moich ustach i ja przed tobą całe serce moje otworzyć muszę. Ty źle robisz, że z wielkim rabbinem naszym i z kahalnymi zgody nie trzymasz! Nasz rabbin to taki wielki rabbin, że drugiego takiego na całym świecie niéma! Jemu Pan Bóg wielkie rzeczy objawił; on samę Kabałę Maszjat[1] rozumié. Za nim wszystkie ptaki latają, jak on na nich zawoła, i wszystkie choroby on umié leczyć, i wszystkie serca ludzkie przed nim otwierają się! Każde tchnienie ust jego święte jest; a jak on modli się, to dusza jego z samym Panem Bogiem całuje się! A ty, Morejne, odwrócił od siebie serce jego.
Z powagą wielką mówił to nędzarz Szmul i pokłuty igłą, zczerniały swój palec w górę wznosił uroczystym giestem.
— A kahalni, — ciągnął daléj, — to bardzo pobożni ludzie są i wielcy bogacze. Ich także szanować trzeba i słuchać, i choćby oni co złego robili, oczy zamykać. Oni mogą ciebie przed Panem Bogiem oskarżyć i przed ludźmi. Pan Bóg rozgniewa się, jak ich skargę posłyszy, i karę na ciebie spuści; a ludzie powiedzą, że ty bardzo zuchwały jesteś i odwrócą od ciebie twarze swoje!
Trudnoby odgadnąć, jakie wrażenie wywierały na Meirze pokorne i zarazem poważne przestrogi Szmula. Trzymał on wciąż dłoń swą na głowie małego Lejbele i wpatrywał się w twarz jego o pięknych rysach i ogromnych czarnych źrenicach, tak, jakby w dziecku tém bladém, chorowitém, z idyotyzowaném i drżącém, widział upostaciowanie całéj téj licznéj części izraelskiego ludu, która, przegryzana nędzą i chorobami, wierzyła jednak i wielbiła ślepo, kornie, lękliwie i niezmordowanie.
- ↑ Najwyższa część kabały, ucząca za pomocą kombinowanych liter i wyrazów cuda czynić i tajemnice odgadywać.