Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

— Ja jéj do końca życia mego nie zapomnę... — odpowiedziała.
— Gołda! — czy tybyś mogła, jak piękna Rachela, czekać czternaście lat...
— Jabym do końca życia mego czekała...
Wymówiła to spokojnym głosem i poważnemi usty, ale wrzeciono wymknęło się z jéj ręki, która opadła w dół, jak bezwładna.
— Meir, — rzekła tak cicho, że słowa jej przygłuszał nieledwie cichy szept wieczornego wiatru, — daj ty mnie obietnicę jednę! Kiedy tobie nie dobrze będzie w domu dziada twego Saula i kiedy ty smutek na swojém sercu poczujesz, przychodź ty wtedy do domu naszego. Niech ja o każdym smutku twoim wiem, i niech zejde mój pociesza ciebie temi pięknemi historyami, które on opowiadać umié!
— Gołdo! — rzekł silnym głosem, — ja, jak prorocy Izraela, ręce swoje na dwoje raczéj rozetnę, niż cokolwiek kiedy przeciw sercu memu zrobię!
Rzekłszy to, wstał i skinął głową ku dziewczynie.
— Pokój tobie! — rzekł.
— Pokój tobie! — odpowiedziała cicho i głową zwolna ku niemu skinęła.
Wyszedł z chaty, a po chwili dziewczyna powstała ze stołka, zdmuchnęła żółty płomyk dogorywającéj świecy i owinąwszy się szarą jakąś płachtą, u nóg uśpionego w słomie starca spoczęła. Spoczęła — lecz długo jeszcze patrzała szeroko rozwartemi oczyma na gwiazdy, które migotały za oknem.