zamykając już oczy i uszy na zakazy wszelkie, stanowczo używała, bo były one ładne i tanie.
Przybywszy do Szybowa, pani Hana przerażoną formalnie została widokiem miejsca, do którego mąż ją przywiózł. Ani śladu cywilizacyi! Publicznego ogrodu żadnego, muzyki grającéj na otwartém powietrzu żadnéj, fontanny ani śladu, pięknych pań i panów, grzecznie rozmawiających ze sobą, ani cienia, francuzkiego języka ani echa! Gwałtu! pani Hana położyła się do łóżka i zakopana w piernatach dwa dni i dwie noce płakała i lamentowała, wołając, że ona tu nie wytrzyma, że umrze i dzieci swoje sierotami zostawi! Nie umarła przecież, z łóżka wstała; bo trzeba było sprzęty przywiezione rozpakować, gospodarstwo urządzić i dzieci ładnie poubierać, aby, wychodząc pierwszy raz na ulicę, zadziwiły pięknością swą i strojem całe to, jak wyrażała się pani Hana ze wzgardliwym giestem: „pospólstwo“. Wystrojone zostały, wybiegły i istotnie zadziwiły wszystkich. Była to pierwsza pociecha, któréj nieszczęsna wygnanka cywilizacyi na wygnaniu swém doświadczyła. Przyszły potém różne inne pociechy, téj podobne. Pani Hana zadziwiała, imponowała czém mogła: strojem, meblami, manierą, wysłowieniem; a ilekroć zdarzyć się to mogło, czuła się niewypowiedzianie szczęśliwą. W gruncie była może szczęśliwszą jeszcze, niż w opuszczoném przez się wielkiém mieście. Tam patrzała tylko na świat cywilizowany i pyszniła się tém, że jest drobną jego cząstką; tu była samą cywilizacyą, całą summą cywilizacyi, jaka istniała w Szybowie.
Zadziwienie to i imponowanie, które stanowiło teraz po gospodarstwie i dzieciach pierwsze zajęcie umysłu pani Hany i główne źródło jéj szczęścia, nabawiało Elego niepokojem i obawą. Zasłyszał on odzywające się z razu szemrania, iż misnagdimem był; dowiedział się, że publiczność oburzona jest srodze na żonę jego za to, iż ta nosi tkaniny mieszane z lnu i wełny, w sobotę w domu swym samowar nastawiać każe i głośno z tém się odzywa: „iż Szybów jest nie na ziemi, ale pod ziemią“. Dowiedział się o tém, struchlał, i połowicy swéj walki wytaczać zaczął: o tkaniny z lnu i wełny, o samowar w sobotę i o położenie nadziemne czy podziemne miasta Szybowa. Połowica walczyła długo, ale dyplomatyczny mąż zwyciężył w końcu co do tkanin i samowarów. Co do położenia Szybowa, nie zwyciężył; bo pani Hana, gdyby nawet najmocniéj postanowiła z należytém uszanowaniem zostawać względem miejsca pobytu swego, nie potrafiłaby tego dokazać. Jeśli nawet milczała, mówiły za to oczy wzgardliwie przymrużające się, usta dumnie uśmiechnięte, strój zawsze wyszukany i maniera tak pełna wykwintnéj grzeczności, iż grzeczniejszą nad nią trudnoby chyba znaléźć na świecie.
W gruncie rzeczy, pani Hana doskonale była szczęśliwą ze swym łagodnym, acz w niektórych razach stanowczym, mężem, z ładnemi i zawsze ustrojonemi dziećmi i z wiekuistém w duszy poczuciem wyższości własnéj nad wszystkiém, co ją otaczało. I jednę tylko miała istotną zgryzotę, a była to myśl, że nigdy już nie będzie mogła zaimponować mieszkankom Szybowa własnemi wło-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/123
Ta strona została przepisana.