na podksiężycowym świecie... One-to sprawiają przechodzenie powstawanie, z nich rodzą się kształty i obrazy rzeczy...“
Umilkł Eliezer i podniósł twarz z nad książki. Turkusowe oczy jego promieniały radością.
Młodzi ludzie jednak milczeli i myśleli długo, usiłując dopatrzyć w przeczytanym im ustępie mędrca rozstrzygnięcie dręczących ich wątpliwości. Meir pierwszy zawołał:
— Eliezer! ja zrozumiałem!
— Wytłómacz nam! — zawołali chórem młodzieńcy. Meir z rozwagą odpowiedział:
— Są ludzie, co jak świetliste istoty niebieskie, o których pisze mędrzec, podnoszą dusze swoje w górę z tęsknoty za Doskonałością. Oni wiedzą o tém, że Doskonałość jest i pragną z Mądrości i Dobroci jéj wziąć coś w siebie. Ale są i tacy ludzie, co jak te gwiazdy, z cięższéj materyi złożone, o których pisze mędrzec, nie kochają Doskonałości i nie pną się pod górę z tęsknoty za nią. Tacy ludzie trzymają duchy swoje bardzo nizko...
Zrozumieli teraz wszyscy. Radość promieniała na wszystkich twarzach. Tak drobnéj, drobnéj okruszyny wiedzy i prawdy trzeba było, aby rozradować duchy te ubogie, a przecież tak bogate!
Meir pochwycił z rąk przyjaciela dobrze snadź znaną sobie książkę i na innéj karcie jéj przeczytał jeszcze:
— „Aniołowie sami równymi sobie nie są. Stoją oni jeden nad drugim, jak na szczeblach drabiny, a najwyższym z nich jest Duch, wydający z siebie myśl i poznanie. Ten Duch jest ożywiającym Rozumem a Hagada nazywa go Książęciem Świata! (Sar-ha-Olam.)“
— Najwyższym Aniołem jest Duch, wydający z siebie myśl i poznanie, a Hagada nazywa go „Książęciem świata“, — powtórzył za Meirem chór głosów młodzieńczych.
Wątpliwości ich rozproszonemi zostały. Poznanie odzyskało znowu cześć w ich umysłach, obudziło tęsknotę w sercach, a przed oczyma przesunęło się w postaci Anioła nad Aniołami, lecącego nad światem w purpurze książęcéj, ze świetlistą obsłoną wyłonionych przez się myśli.
Zaduma legła na czołach i w oczach młodzieńców. Zadumą cichego wieczora oblekała się wkoło nich kwiecista łąka i leżąca za nią żółta równina. Przed nimi stanęły nad dalekim lasem szkarłatne chmury, za które skryła się tarcza słoneczna, za nimi gaj zielony drzémał nieruchomo i w mroczny cień zapadał.
Po łące i dalekich polach popłynął srebrzysty, przeciągły głos Eliezera.
— „We śnie ujrzałem ducha ludu mego!“ — śpiewać zaczął biały piewca Jehowy.
A pieśń to była niewiedziéć zkąd, niewiedziéć jak powstała. Kto utworzył ją? nikt powiedziéć-by nie potrafił. Wiersz jéj pierwszy podał podobno przyjaciołom swym Eliezer, po jednym ze snów swych tajemniczych i ekstaty-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/141
Ta strona została przepisana.