Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/160

Ta strona została przepisana.

i czci. Nigdy albowiem nie widziano wśród Izraela, aby syn, bogacz lub nędzarz, zaniedbał w starości czy niedoli tych, którzy mu dali życie. „Jak gałęzie od drzewa swego, tak my wszyscy od niéj początek bierzem!“ powiedział o matce swéj zwierzchnik rodziny Ezofowiczów. Chajet Szmul nie umiał wyrażać uczuć swych tak, jak kupiec Saul, lecz gdy matka jego oślepła, w żalu wielkim wyrywał sobie z głowy czarne kędzierzawe włosy; potém wraz z rodziną swą pościł przez trzy dni, aby za cenę pożywienia, którego się wyrzekł, kupić dla niéj stare, rozpadające się łóżko; potém łóżko to własnemi rękoma zbijał i naprawiał, aby do ściany przyparte stać mogło; a otrzymawszy od Sary Ezofowiczówny, żony Bera, czarną atłasową suknię do uszycia, odciął spory kawałek cennéj materyi i uszył dla matki wywatowany i wygarnirowany czepiec.
Ujrzawszy wchodzącego do izby Meira, Szmul porwał się ze stołka, na którym siedział, i poskoczył ku gościowi. Pochylił się przed nim zwykłym swym nizkim, giętkim ukłonem, ale nie pocałował go w rękę, jak dawniéj, i nie zawołał z wielką radością: aj! co za gość! co za gość!
— Morejne! — zawołał, — już ja wiem, co ty dziś zrobił! Bachury biegli tędy z hederu i krzyczeli, że ty mego Lejbela z silnych rąk Reb Mosza wyrwał, a jego samego popchnął i przewrócił! Ty to z dobrego serca zrobił, ale to źle morejne! bardzo źle! Ty przez to wielkiego grzechu dopuścił się i mnie w wielkiéj biédzie utopił. Teraz Reb Mosze, — niech sto lat żyje, — nie zechce już mego Lejbela, ani moich młodszych synów do swego hederu przyjąć, i oni nigdy uczonymi nie zostaną! Aj waj! Morejne! co ty, przez swoje dobre serce, sobie i mnie narobił!
— Nade mną ty, Szmulu, nie biadaj! niech już ze mną stanie się co chce! — z żywością odparł Meir, — ale ty ulituj się nad swojém własném dzieckiem i w domu przynajmniéj nie bij go. On dość już w hederze cierpi...
— Nu! jakto cierpi! to co, że cierpi! — zawołał Szmul, — pradziady, i dziady, i ojcowie moi do hederu chodzili i cierpieli! i ja chodziłem i cierpiałem tak samo! a co robić, kiedy trzeba!
— A czy ty, Szmulu, nigdy nie pomyślałeś sobie, że może inaczéj trzeba! — łagodniéj zapytał Meir.
Szmulowi oczy zaświeciły.
— Morejne! — zawołał, — ty grzesznych słów w chacie mojéj nie wymawiaj! Moja chata bardzo biedna jest, ale w niéj, dziękować Bogu, wszyscy świętych Zakonów strzegą i rozkazań starszych słuchają! Chajet Szmul biédny jest bardzo i z pracy dwóch rąk swoich utrzymuje żonę, ośmioro dzieci i starą, ślepą matkę! Ale on czysty jest przed Panem i ludźmi, bo święte Zakony on wiernie chowa. Chajet Szmul sabbaty święci, koszerów pilnuje, wszystkie naznaczone szemy i tefile do Pana Boga krzycząc i jęcząc odmawia, a chazaru on nigdy na oczy swoje nie widział i z goinami przyjaźni żadnéj nie trzyma, bo wié, że Jehowa jednych tylko Izraelitów kocha i strzeże, i że Izraelici tylko