i będziecie żyć w pokoju i pobożności razem ze wszystkimi braćmi Izraelitami. Wołajcie: niech się tak stanie!
— Niech się tak stanie! — zabrzmiały chórem głosy tych, którzy znajdowali się w izdebce i tych, którzy napełniali sionkę, i tych jeszcze, którzy, tłocząc się dokoła lepianki, chciwemi oczyma zaglądali do wnętrza jéj przez otwarte okno.
Mały, rudy Samson, oswobodzony od ciężaru tłoczącego mu sumienie w sposób straszliwy, chociaż z innéj strony obarczony pokutą czterotygodniowego postu, mającego do ostateczności obostrzyć i tak już wieczny post wszystkich dni jego, ze łzami rozrzewnienia w oczach i dziękczynnym szeptem na ustach cofnął się ku sionce i zniknął w napełniającym ją tłumie.
Wtedy Reb-Mosze wcyiągnął znowu ku stojącym pod ścianą ludziom wskazujący palec i zawołał:
— Reb-Gerszon, mełamed!
Na wołanie to z tłumu wypłynął człowiek krępy i zgarbiony, z czarnym włosem rozrzuconym w nieładzie na wielkiéj, schylonéj głowie, z twarzą chmurną i zadumaną. Był to kolega Reb-Mosza, umysłowy przewodnik Izraelskiéj dziatwy, w miasteczku blizko Szybowa położoném żyjący i nauczający. Stanął on na środku izby z grubą księgą rozwartą w obu ręku i, według zwyczaju pozdrowiwszy mistrza, zaczął w te słowa:
— Rabbi! dusza moja znalazła się dwa dni temu w wielkim kłopocie. Bachory moje czytały w świętéj księdze, że wieczorne Szemy odmawiać rozkazano jest do końca pierwszéj straży. Nu! — zapytały mię bachory moje: — a co to takiego pierwsza straż? Kto, przed kim i gdzie tę straż trzyma. — Jak oni tak zapytali się, usta moje oniemiały. A dla czego one oniemiały? Dla tego, że ja nie wiedziałem, co im odpowiedziéć mam. Do ciebie, Rabbi, przyszedłem, żeby na ciemny rozum mój spłynął promień twojéj mądrości. Powiedz ty mi, Rabbi, jakie to straże są, według których Izraelita każdy mierzyć powinien długość modlenia się swego? gdzie i przed kim są ustawione i co ja o tém powiedziéć mam bachorom moim?
Chmurny, zgarbiony człowiek mówić przestał, a zgromadzenie całe z ciekawością nadzwyczajną wlepiało oczy w zapytywanego mędrca i odpowiedzi jego czekało. Odpowiedź ta dała się słyszéć wkrótce. Nie zmieniając postawy swéj, na przód podanéj, Izaak Todros mówić zaczął:
— A jakie mogą być straże te, o które ty mnie zapytujesz? Anielskie to są straże. A gdzie Aniołowie straże te trzymają? W niebie je oni trzymają. A przed kim oni je trzymają? Trzymają je przed tronem Przedwiecznego! Kiedy dzień kończy się i zmrok zapada, Aniołowie dzielą się na trzy wielkie chóry. Pierwszy chór staje u tronu Przedwiecznego i straż przed nim trzyma aż do północy, i wtedy jest pora odmawiania modlitw wieczornych. Drugi chór przychodzi o północy i trzyma straż aż do świtu; a o świcie, kiedy kolor biały od koloru blado-błękitnego odróżnić można, przychodzi chór trzeci i straż przed
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/204
Ta strona została przepisana.