jego, w piersi mu pozostawiło wiecznie zamierające i wiecznie odradzające się echa...
Teraz stał on naprzeciw młodzieńca, którego przemocą prawie wyprowadził z tłumu i długo wpatrywał się mu w twarz szklistém swém, cierpiącém okiem.
— Meir! — rzekł nakoniec, — dziad twój Saul miał, godzinę temu, długą rozmowę z synem swoim Abramem. On gości swoich porzucił, ażeby z nim rozmawiać, i mnie rozmowy téj słuchać kazał, bo chciał, żeby słowa z ust jego wychodzące i słuchające ich sumienie syna jego, świadka we mnie miały. Bądź już spokojny, Meir. Stryj twój do wielkiego grzechu tego i wstydu, które niezadługo staną się, należéć nie będzie...
— Staną się! — z uniesieniem przerwał Meir, — one nie staną się! ja tak zrobię, że one nie staną się!
Uśmiech, niewesoły wcale, przeleciał po ustach Bera.
— Ty tak zrobisz! — zaśmiał się zcicha. — A jak ty to zrobisz? Ja domyśliłem się, że ty rabbinowi o tém mówić chcesz i szukałem ciebie, żeby ostrzedz cię i nieszczęście od głowy twojéj odwrócić. Ty myślałeś sobie, że jak ty rabbinowi cały interes rozpowiesz, on zaraz zerwie się i krzyknie, aby nikt brzydkiéj rzeczy takiéj robić nie śmiał. Jeżeliby on tak zrobił, wszyscy byliby mu posłuszni, to jest prawda, — ale on tego nie zrobi...
— Dla czego on tego nie zrobi? — zawołał Meir.
— Dla tego, że on na interesach takich nie zna się.
Uśmiechnął się znowu i mówił daléj:
— Żebyś ty jego spytał się, jakie jedzenie czyste jest, a jakie nieczyste? czy w sabbat można świecę objaśniać i chustką do nosa biodra swoje opasywać? czy, siadając do jedzenia, błogosławić trzeba pierwéj wino, albo chleb? albo żebyś ty jego zapytał się, jak dusze ludzkie przechodzą z ciała do ciała? ilu Jehowa wypuścił z siebie Sefirotów, i jak te Sefiroty nazywają się? i jak układać trzeba litery imion Bozkich, żeby z nich słowa wielkich tajemnic ułożyły się, i kiedy nadejdzie dzień Messyaszowy, i co w tym dniu dziać się będzie?... on na te wszystkie zapytania twoje znalazłby odpowiedzi długie i uczone. Ale jak ty jemu opowiadać zaczniesz o gorzelniach, podatkach, o dworach pańskich i tych zamiarach, które na nie źli ludzie mają; on wytrzeszczy na ciebie oczy i będzie ciebie słuchał, jak słucha człowiek głuchy, bo on wszystkiego tego nie rozumie i dla niego, za księgami temi, z których on mądrość swoję czerpie, cały świat jest jako pustynia, okryta ciemną nocą!...
Meir pochylił głowę.
— Ja czuję, że ty prawdę mówisz, — rzekł, — a jednak, żebym ja zapytał się jego: czy wolno jest dla własnéj korzyści krzywdzić niewinnego człowieka?
Ber odpowiedział:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/210
Ta strona została przepisana.